player+
Muzyka  RSS
Jakubik na sopockim festiwalu uderzył w PiS. To powiedział ze sceny w Oporze Leśnej


Arkadiusz Jakubik, wokalista zespołu Dr Misio, wystąpił na Top of the Top Sopot Festivalu 2023. Tuż przed wykonaniem piosenki "Chory na Polskę" odniósł się do władzy w Polsce. Nie przebierał w słowach. Arkadiusz Jakubik jest cenionym aktorem, który ma na swoim koncie liczne nagrody. Został laureatem czterech Orłów. Możemy go zobaczyć m.in. w filmach Wojciecha Smarzowskiego. Oprócz aktorstwa odnajduje się też w muzyce. W 2008 roku powstał zespół Dr Misio, którego jest wokalistą. Tym razem artysta znalazł się wśród występujących na Top of the Top Sopot Festivalu 2023. Dr Misio w Sopocie uderzył we władzę Na scenie w Operze Leśnej zaśpiewał jedną ze swoich najnowszych piosenek "Chory na Polskę". Tuż przed występem powiedział, do widzów TVN i zgromadzonej publiczności, komu dedykuje ten utwór. Arkadiusz Jakubik w "Chory na Polskę" śpiewa: – Tak niewiele się dzieje, prawie nic się nie zmienia. Nie wystarczy mi życia, żeby spełniać marzenia. Tak niewiele się dzieje, czas obietnic beztroskich. Nie wystarczy mi życia, by wyleczyć się z Polski. Teledysk do tego singla został nagrany na terenie oddziału zamkniętego szpitala, do którego trafiają "obywatele chorzy na Polskę". Dodajmy, że pierwszy dzień sopockiego festiwalu obfitował też w wiele innych zaskakujących sytuacji. Głośno zrobiło się o stroju Muńka Staszczyka. Muzyk z grupą T.Love wykonał takie przeboje jak: "Warszawa", "I Love you" czy "King". Publiczność pomagała 59-latkowi w śpiewie. W pewnym momencie muzyk zdjął kurtkę i oczom widzów ukazał się jego T-shirt z wulgarnym hasłem. Na przodzie Muniek miał nadrukowany napis "zdrowo je***ty", a pod nim widniała grafika kolorowego jednorożca. Z tyłu natomiast można było przeczytać "Lej mi pół 0,5". Co ciekawe, muzyk już wcześniej na swoim instagramowym koncie zdradził, skąd ma taką koszulkę i zapowiedział swój występ w Sopocie. "Dziękuję mojemu fanowi z Kołobrzegu za zaj***ą koszulkę, którą dostałem po koncercie. Oglądajcie nas jutro w Sopocie na Top Of The Top!" –  zachęcał Muniek Staszczyk.

Źródło: natemat.pl

Rihanna urodziła drugie dziecko! Już ujawniono płeć maleństwa


Z najnowszych doniesień portalu TMZ wynika, że Rihanna urodziła swoje drugie dziecko. Ujawniono też płeć noworodka. Gwiazda jest już mamą jednego chłopca, którego doczekała się z A$AP Rockym. Rihanna jest już po drugim porodzie? Przypomnijmy, że podczas ostatniego finału Super Bowl artystka ogłosiła, że jest w drugiej ciąży. Tymczasem z serwisu TMZ dowiaduje się: "Na początku miesiąca (sierpnia – przyp. red.) Rihanna w tajemnicy urodziła kolejnego chłopca. Nasze źródła donoszą nam, że dziecko przyszło na świat 3 sierpnia w Los Angeles. Nie znamy jeszcze imienia dzieciaka, ale wiemy, że zaczyna się na 'R' i jest to chłopiec". Kariera i życie rodzinne Riri Rihanna przed laty skupiała się tylko na muzyce. Jej pierwszy singiel "Pon De Replay" stał się hitem w 2005 roku. Potem kariera Barbadoski nabrała tempa. Każda kolejna piosenka, która wydawała, zyskiwała wielką popularność. W 2016 roku ukazała się jej ostatnia płyta. Gwiazda założyła swoją markę kosmetyków i do dziś zbija na tym niemałe pieniądze. Media jednak nadal interesują się jej życiem. Od 2021 roku Riri jest w związku z raperem A$AP Rockym. Para w maju 2022 roku przywitała na świecie pierwsze dziecko. Początkowo nie pokazywali twarzy niemowlaka, ani nie ujawniali, jak ma na imię. Zmieniło się to dopiero niedawno, gdy całą rodziną zapozowali do sesji okładkowej brytyjskiego "Vogue'a". Wyszło też na jaw, że chłopiec nazywa się RZA Athelston Mayers. Zjawiskowa fotografia rodziny zwróciła uwagę również pod innym względem: to Rihanna przedstawiona jest na nim jako liderka/przewodniczka, za którą podąża Rocky z ich synem na rękach. Jak zauważyła Maja Mikołajczyk w naTemat: Zgodnie z tradycyjnymi rolami płciowymi to kobieta jest "strażniczką domowego ogniska" i główną opiekunką dziecka, podczas gdy mężczyzna powinien im "przewodzić". Okładka "Vogue'a" w piękny i subtelny sposób odwraca jednak ten konserwatywny podział na "męskie" i "żeńskie" pokazując heteroseksualną parę z dzieckiem w rolach odmiennych od tych "zwyczajowych". Warto też dodać, że medialny wizerunek rapera, jak do tej pory, był raczej stereotypowo "męski", żeby nie powiedzieć "toksycznie męski". Jak wiadomo, znaczna część tekstów utworów artystów zajmujących się tym gatunkiem muzycznym jest seksistowska oraz idealizuje mężczyzn posługujących się siłą fizyczną lub przemocą, których głównych celem jest zarabianie (nie zawsze w legalny sposób) pieniędzy.

Źródło: natemat.pl

Festiwal w Sopocie ma już ponad 60 lat. Ma burzliwą historię – miał być nawet... polską Eurowizją


Historia Festiwalu w Sopocie, dziś znanego jako Top of the Top Sopot Festival, sięga lat 60. XX wieku, kiedy to powstał jako odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie na wydarzenia kulturalne i muzyczne w Polsce. Miał kilka przerw, wędrował od stacji do stacji i przeszedł sporą metamorfozę (przez chwilę miał być polską odpowiedzią na... Konkurs Eurowizji), ale wciąż jest jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych nad Wisłą, chociaż – podobnie jak Festiwal w Opolu – nieco stracił już na swojej dawnej świetności. Bursztynowy Słowik śpiewa jednak nadal. Za nami pierwszy dzień Sopot Festival, czyli Top of the Top Sopot Festival. 21 sierpnia na scenie w Operze Leśnej pojawiły się znane muzyczne gwiazdy, m.in. Michał Szpak, Margaret, Natalia Przybysz, Kombii oraz T. Love, ale to dopiero początek. Festiwal w Sopocie potrwa aż cztery dni (do 24 sierpnia), a w Operze Leśnej zobaczymy jeszcze kilkudziesięciu wykonawców, m.in. Ewę Farnę, Kayah, Agnieszkę Chylińską, Nosowską, Ralpha Kamińskiego, Mery Spolsky, Natalę Szroeder, Mroza, Korteza, Andrzeja Piasecznego czy Alicję Majewską. Konkurs o Bursztynowego Słowika, czyli najważniejszą nagrodę Festiwalu w Sopocie, odbędzie się już we wtorek. W szranki stanie siedmioro wykonawców: Effy, Daria ze Śląska, Aden Foyer, Bovska, Kwiat Jabłoni, Paula Roma i Rubens. Historia Festiwalu w Sopocie liczy już ponad 60 lat Mimo że dziś muzyczna impreza w Sopocie nosi nazwę Top of the Top Sopot Festival i organizuje ją TVN, to jest to wciąż to samo wydarzenie, które w latach 60. zaczęła organizować Telewizja Polska. Warto pamiętać, że podczas gdy teoretycznie festiwal ma 62 lata, to biorąc pod uwagę aż trzy przerwy od 1961 roku, był organizowany "tylko" 53 razy. Jak nadmorski festiwal znalazł się w rękach konkurencyjnej stacji, czym był Międzynarodowy Festiwal Interwizji i co z festiwalem ma wspólnego Stocznia Gdańska? W skrócie przypominamy historię Festiwalu w Sopocie. Lata 60. Festiwal w Sopocie miał swój początek w 1961 roku, gdy władze Polski postanowiły zorganizować wydarzenie mające promować kulturę, muzykę i sztukę. Pomysłodawcą Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Sopot, bo tak nazywała się początkowa muzyczna impreza, był sam Władysław Szpilman, wybitny polski pianista i kompozytor, którego historia przetrwania w czasie Holokaustu została opisana w książce "Pianista" oraz zekranizowana w filmie Romana Polańskiego o tym samym tytule. Co ciekawe, przez trzy pierwsze lata festiwal – którego celem było ukazanie różnorodności polskiej muzyki oraz zapewnienie platformy dla młodych talentów z Polski i zagranicy – odbywał się nie w Sopocie, a w Gdańsku: w Stoczni Gdańskiej. Powód? Brak dachu w istniejącej od 1909 roku Operze Leśnej i związany z nim lęk przed deszczem. W 1964 roku Festiwal odbył się już w Operze, gdzie pozostał do dziś. Pierwsze edycje prowadzili słynny konferansjer Lucjan Kydryński, a także Irena Dziedzic, Zofia Słaboszewska oraz aktorzy Mieczysław Voit i Elżbieta Czyżewska. Wszystkie było organizowane i emitowane przez TVP, a od początku celem było zapraszanie międzynarodowych gwiazd piosenki, nawet tych zza Żelaznej Kurtyny. Pierwszy konkurs wygrał więc Jo Roland ze Szwajcarii z utworem "Nous deux", drugi Jeanne Yovanna z ówczesnego Królestwa Grecji z "Ti Krima". Do końca lat 60. festiwal wygrywali również artyści z ZSRR, Francji, Kanady, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii i Polski (Dana Lerska z "Po prostu jestem" w 1967 roku i Urszula Sipińska z utworem "Po ten kwiat czerwony" rok później). Lata 70. Przez lata festiwal stawał się coraz popularniejszy i ewoluował, dodawano nowe kategorie konkursowe, takie jak piosenka aktorska czy piosenka turystyczna. Promowano kolejne polskie gwiazdy (Andrzej Dąbrowski, Zdzisława Sośnicka, Czesław Niemen) i zapraszano artystów ze świata. W miarę jak polska scena muzyczna stawała się bardziej otwarta na wpływy zagraniczne, organizatorzy festiwalu postanowili stworzyć Międzynarodowy Festiwal Interwizji, czyli polską odpowiedź na Konkurs Piosenki Eurowizji. TVP postanowiła zrobić festiwal, który stanowił okazję do wymiany kulturowej i artystycznej między różnymi krajami, niemal ze światowym rozmachem. Podczas festiwalu, który w nowej formie zadebiutował w 1977 roku, prezentowane były utwory w różnych językach, a artyści mieli okazję zaprezentować swoje umiejętności na międzynarodowej scenie w trzech konkursach. Międzynarodowy Festiwal Interwizji w Sopocie przyciągał uwagę widzów z różnych miejsc na świecie, a zwycięzcy i wybitni artyści zdobywali uznanie nie tylko w kraju, ale również za granicą. Łącznie odbyły się cztery edycje Festiwalu Interwizji (do 1980 roku) i to właśnie wtedy sopocka impreza przeżywała lata największej świetności. Największe kontrowersje wzbudził festiwal w 1979 roku, gdy na scenie wystąpił bijący wówczas rekordy popularności zachodnioniemiecki zespół Boney M. z zakazanym w Polsce (i w krajach ZSRR) hitem "Rasputin". TVP wówczas wyemitowała konkurs dzień później i wycięła występ Niemców. W tym samym roku festiwal wygrał Czesław Niemen z "Nim przyjdzie wiosna" ex aequo z Bessy z Grecji z "Ke ti den tadina". Lata 80-90. W latach 1981-1983 festiwal się nie odbył ze względu na trudną sytuację w kraju. Powrócił jednak w 1984 roku już nie jako Międzynarodowy Festiwal Interwizji, ale znowu jako Międzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot, co było nad Wisłą prawdziwym wydarzeniem. To wtedy po raz pierwszy zaprezentowano też Bursztynowego Słowika, który jest główną nagrodą festiwalu aż do dzisiaj. Nazwa nawiązuje do położenia miasta Sopot nad Bałtykiem, gdzie bursztyn jest często znaleziony na plażach. Słowik natomiast jest symbolem muzyki i śpiewu. Wciąż zapraszano gości z zagranicy, chociaż w nieco ograniczonej skali, a w latach 80. pojawiły się również kontrowersje związane z cenzurą i ograniczeniem swobody artystów. W 1988 roku festiwal świętował 25-lecie, dlatego zorganizowano go pod hasłem "Srebrny Jubileusz" i prowadziły go dwa pokolenia prezenterów: Krystyna Loska i jej córka Grażyna Torbicka oraz Lucjan Kydryński i jego syn Marcin Kydryński. W 1989 roku festiwal przeszedł w prywatne ręce z powodu problemów finansowych: prezydentem został Wojciech Korzeniewski z Biura Usług Promocyjnych UP w Sopocie, który wraz ze sponsorami organizował sopocką imprezę do 1993 roku. Była to wówczas pierwsze z sukcesem sprywatyzowane wydarzenie na tę skalę w całej Europie Wschodniej. W latach 80. i 90. Festiwal w Sopocie wygrali m.in. Mieczysław Szcześniak, Edyta Bartosiewicz, Maanam, Varius Manx, Kasia Kowalska czy Małgorzata Ostrowska. W 1996 roku nagrody nie przyznano w ogóle, co powtórzy się jeszcze w 2004, 2015 i 2017 roku. Z kolei w 1999 roku w Operze Leśnej wystąpili sami... Whitney Houston i Lionel Richie. Lata 2000-2020. Festiwal trwał nieprzerwanie od 1984 roku: odnowił się, wprowadzono nowe kategorie konkursowe i zaczęto promować różnorodne gatunki muzyczne, nie tylko tradycyjną piosenkę. W 2004 roku TVP, które w latach 60. zapoczątkowała całe wydarzenie, straciła prawo do organizacji festiwalu. W 2005 imprezę przejęło TVN, które chciało przywrócić Festiwalowi w Opolu międzynarodowy charakter i nazwało go Sopot Festival. Do 2009 roku, kiedy stacja po zakończeniu umowy zrezygnowała z prowadzenia festiwalu, Bursztynowego Słowika otrzymali: Andrzej Piaseczny z "W głębi duszy", Mattafix z Wielkiej Brytanii z hitem "Big City Life", Feel z "A gdy jest już ciemno", Oh Laura ze Szwecji z "Release Me" oraz Australijka Gabriella Cilmi ze "Sweet About Me". W latach 2010-2011 festiwal znowu się nie odbył, a tym razem przyczyną był remont Opery Leśnej. W 2012 imprezę na trzy lata przejął Polsat pod nazwą Top of the Top Sopot Festival, a w 2014 roku – Polsat Sopot Festival. Wtedy Słowiki pofrunęły w ręce Eric Saade'a ze Szwecji, Francuzki Imany oraz Ewy Farnej. W 2015 stacja zrezygnowała, a władze miasta zorganizowały wówczas jednodniowy własny festiwal Muzyczne lato w Sopocie, które nigdzie nie było emitowane. Rok później festiwal znowu się nie odbył, bo żadna stacja nie podjęła się organizacji. Mimo że spekulowano już o definitywnym końcu słynnej imprezy, los na szczęście się odwrócił. Od 2017 roku do dzisiaj W 2017 festiwal znowu przejął TVN i przywrócił nazwę Top of the Top Sopot Festival. Od tego momentu impreza odbywa się regularnie, a Bursztynowe Słowiki, które wciąż są wyrazem wielkiego uznania dla artysty, kolejno wygrywali: Mihail z Rosji z "Who You Are", Frans z "If I Were Sorry" ze Szwecji, Dawid Kwiatkowski z "Bez Ciebie" i Michał Szpak z "24 na 7". W tym roku laureata poznamy 22 sierpnia. Mimo burzliwej historii i licznych przerw Festiwal w Sopocie wciąż kontynuuje swoją tradycję. Organizatorzy starają się dostosowywać do zmieniających się trendów muzycznych i artystycznych, a poza konkursami i koncertami festiwal angażuje się również w działania charytatywne i społeczne, wspierając różne inicjatywy. Do dziś jest jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce, chociaż lata największego prestiżu ma już nieco za sobą.

Przebój Queen usunięty z nowej składanki. Freddie śpiewa w nim o "dziewczynach z grubymi tyłkami"


Utwór "Fat Bottomed Girls" przez cztery dekady trafiał na składanki z największymi przebojami grupy Queen. Na najnowszym wydaniu kompilacji "The Greatest Hits" się jednak nie znalazł, bo mógłby najwyraźniej zgorszyć młodych odbiorców. Chodzi o tekst, który w dzisiejszych czasach jest niepoprawny politycznie. "Fat Bottomed Girls" to piosenka napisana przez Briana Maya, która znalazła się na płycie Queen "Jazz" z 1978 roku, a od 1981 roku trafiała na kolejne wydania składanek "The Greatest Hits". Doczekała się też teledysku, który na samym YouTube został puszczony 116 milionów razy. O czym jest piosenka "Fat Bottomed Girls" Queen? Nie ma więc wątpliwości, że to przebój Queen, który przez lata nie wzbudzał większych kontrowersji. Freddie śpiewa w nim (niekoniecznie na podstawie doświadczeń swoich czy Maya), że m.in. był chuderlakiem, który nie wiedział, co jest dobre, a co złe. To się zmieniło za sprawą pewnej opiekunki. W piosence kilka razy przewija się też slogan głoszący, że "dziewczyny z grubymi tyłkami wprawiacie w ruch rozkołysany świat" ("Fat bottomed girls, You make the rockin' world go round"). Ogólnie podmiot liryczny wyraża fascynację krąglejszymi kobietami, a cała piosenka hołduje takim kształtom. Można się pokusić o odważne stwierdzenie, że tekst, choć lekko zbereźny, jest ciałopozytywny, bo piosenek i teledysków ze szczupłymi dziewczynami mamy aż nadto. Wycinanie tej piosenki jest więc paradoksalnie... fatfobiczne. Jednak po prostu samo słowo "gruby" / "fat" w dzisiejszych czasach jest uznawane za obraźliwe i pewnie o to głównie chodzi. Np. w najnowszych wydaniach książek dla dzieci Roalda Dahla też jest usuwane lub podmieniane. Piosenka o "dziewczynach z grubymi tyłkami" nie trafiła na nową kompilację "The Greatest Hits" Nożyce politycznie poprawnych cenzorów teraz dopadły i zespół Queen. "Daily Mail" donosi, że wytwórnia Universal Records nie zamieściła na "Fat Bottomed Girls" na nowej składance "The Greatest Hits". Okrojona kompilacja trafiła na nową platformę muzyczną Yoto skierowaną dla młodych odbiorców. Rzeczywiście mogą zapoznać się z największymi szlagierami... z wyjątkiem tego jednego. "Daily Mail" podaje, że przemysł muzyczny jest zaskoczony tym posunięciem, ale ponoć szefostwo uznało, że zrobienie z "Fat Bottomed Girls" singla było złą decyzją, bo jest "tylko trochę zabawny". Do tego singiel już wcześniej wywoływał dyskusję dotyczącą oryginalnej okładki, na której nieliczni mogli zobaczyć rozebraną dziewczynę jadącą na rowerze. Niektóre sklepy nie chciały sprzedawać takiego wydania płyty, więc w nowszych wersjach pani miała majtki. Przy składance z przebojami Queen pojawiło się ostrzeżenie dla rodziców Wracając jeszcze do ocenzurowanej składanki. Na stronie jest przy niej ostrzeżenie: "Prosimy zwrócić uwagę na to, że teksty niektórych piosenek zawierają treści dla dorosłych, w tym sporadyczne odniesienia do przemocy i narkotyków. Są to oryginalne i nieedytowane nagrania. Chociaż nie padają wulgaryzmy, to zaleca się zachowanie uwagi rodzicielskiej podczas odtwarzania tego materiału w obecności młodszych dzieci". O jakiej przemocy mowa? Pewnie o tę m.in. w "Bohemian Rhapsody", gdzie słyszymy np. "Mamo, właśnie zabiłem człowieka" / "Mama, just killed a man". To była jednak metafora i chodzi tutaj o porzucenie dawnego życia i stanie się kimś nowym - ten kawałek jest uznawany za coming out Freddiego. Narkotyki? Np. w "Bicycle Race" jest fragment "Ty mówisz kok, ja mówię -aina" / "You say coke, I say 'caine". Po angielsku brzmi to zdecydowanie lepiej. Co ciekawe, pojawia się tam też nawiązanie do "dziewczyn z grubymi tyłkami" ("Fat bottomed girls, they'll be riding today"), ale na to już przymknięto ucho.

Źródło: natemat.pl

Szpak skradł show podczas festiwalu w Sopocie. Za to "duet niespodzianka" nie zachwycił fanów


Michał Szpak w tym roku obchodzi jubileusz 15-lecia swojej pracy artystycznej. Z tej okazji przygotował zaskakujący recital, który zaprezentował podczas tegorocznego Top of the Top Sopot Festival na antenie telewizji TVN. Na scenie zapłonął fortepian, ale największą niespodzianką okazała się... Beata Kozidrak. Tegoroczny Top of the Top Sopot Festival zaczął się z ogromnym przytupem. 21 sierpnia na scenie Opery Leśnej wystąpiły największe gwiazdy muzycznej estrady. Jednak ogromnym zaskoczeniem okazał się występ Michała Szpaka, który w tym roku obchodzi jubileusz 15-lecia swojej pracy artystycznej. Mimo że wszyscy spodziewali się wielkiego show, jak na artystę przystało, wokalista nie omieszkał zaskoczyć swoich fanów oryginalnym duetem z gościem specjalnym, który okazał się wielkim zaskoczeniem. Szpak obchodził jubileusz w Sopocie. Na scenie wystąpił z Kozidrak Nie jest tajemnicą, że Szpak przez całą swoją karierę wyróżnia się oryginalnym stylem scenicznym, którym wyraża siebie artystycznie. Prowokacja nie jest mu obca, a sposób bycia oryginalny, szczególnie jeżeli chodzi o stylizacje sceniczne. Mimo wszystko nie można odmówić mu talentu, który powoduje, że cała reszta to tylko "kropka nad i". Wokalista już jakiś czas temu zapowiadał swój recital na sopockiej scenie, zapraszając swoich fanów przed telewizory i do Opery Leśnej. Wówczas przyznał, że "będzie się działo". Jak artysta sam przyznał, przygotowanie show zajęło mu około trzech miesięcy. Szpak pojawił się na scenie w złotych dzwonach z nagim torsem. Z głośników jako pierwszy wybrzmiał utwór, od którego wszystko się zaczęło. Wokalista rozpoczął swój recital od "Dziwny jest ten świat" Niemena. Następnie zgromadzona w operze publiczność mogła usłyszeć "Color of your life", który zapewnił mu 8. miejsce w Konkursie Piosenki Eurowizji. Chwilę później premierowo wykonał swój najnowszy singiel "Gaja". – Jeśli chodzi o show to przyświetlała mi jedna myśl. Misterium, bo tak się nazywa show. To opowieść o człowieku i w ogóle wszystkich nas tak naprawdę. Każdy idzie drogą, która nie zawsze usłana jest różami i musimy mieć pełną determinację, żeby osiągnąć sukces w każdej dziedzinie (...) Dla mnie najtrudniejszym momentem w mojej 15-letniej karierze była utrata mojej mamuśki (...) Oczywiście na szczęście mogłem wtedy liczyć na wsparcie mojej rodziny, przyjaciół, fanów, za co serdecznie im dziękuję – poinformował artysta w rozmowie z naTemat. Michał Szpak podczas swojego performensu był bardzo energiczny, przez co o mały włos nie zaliczył upadku. Na dodatek, w najbardziej kulminacyjnym momencie tego spektaklu na scenie zapłonął fortepian. Jednak największa niespodzianka miała dopiero nastąpić. Na scenie pojawiła się Beata Kozidrak ubrana cała na złoto. Artyści wykonali wspólnie słynny utwór Madonny "Like a Prayer". W mediach szybko pojawiły się fragmenty występu, który jednak nie do końca przypadł do gustu internautom, o czym dali znać w komentarzach. Czytaj także: Szpak o "namiętnym i burzliwym" zakochaniu. Czy serce barwnego artysty jest już zajęte? "Dla mnie straszne, co oni zrobili z ta piosenka. Kozidrak ledwo co daje rade, a oboje na raz wyją niczym głodne psy. No nie, czemu Szpak zgodził się na taki duet"; "Masakra..."; "Ale wycie, jak s*ający kot"; "Beata czas najwyższy zejść ze sceny, żałosne"; "Co to było!?"; "Straszne to"; "Słabe"; "Najgorzej jak ktoś jest przekonany o swojej za**bistości a reszta, przyklaskując udaje, że też tak sądzi" – czytamy. Mimo wszystko nie zabrakło fanów, którzy stanęli w obronie swojego idola. "Najlepszy występ wieczoru"; "Michał w swoim żywiole"; "Zarąbisty występ. Petarda"; "Najlepszy występ i do tego na trzeźwo"; "Ogień"; "To była niespodzianka! Udana niespodzianka! Takiego duetu jeszcze nie było, spotkanie dwóch żywiołów na scenie" – pisali internauci.

Źródło: natemat.pl

Muniek z wulgarnym hasłem na koszulce. Występ muzyka w Sopocie wywołał burzę


Muniek Staszczyk z zespołem T. Love uświetnił poniedziałkowy koncert na Top of The Top Sopot Festivalu. Dla publiczności w Operze Leśnej i przed telewizorami wykonał swoje największe hity. Oprócz wokalu uwagę przyciągnęła jeszcze jego... koszulka z nietypowym napisem. Za nami pierwszy dzień festiwalu w Sopocie. 21 sierpnia na scenie w Operze Leśnej pojawiły się znane muzyczne gwiazdy m.in. Michał Szpak, Margaret, Natalia Przybysz, Kombii oraz T. Love. Muniek z wulgarnym napisem na Top of The Top Sopot Festival Ostatnia z wymienionych grup wykonała takie przeboje jak: "Warszawa", "I Love you" czy "King". Publiczność pomagała 59-letniemu Muńkowi Staszczykowi w śpiewie. W pewnym momencie muzyk zdjął kurtkę i oczom widzów ukazał się jego T-shirt z wulgarnym hasłem. Na przodzie Muniek miał nadrukowany napis "zdrowo je***ty", a pod nim widniała grafika kolorowego jednorożca. Z tyłu natomiast można było przeczytać "Lej mi pół 0,5". Co ciekawe, muzyk już wcześniej na swoim instagramowym koncie zdradził, skąd ma taką koszulkę i zapowiedział swój występ w Sopocie. "Dziękuję mojemu fanowi z Kołobrzegu za zaj***ą koszulkę, którą dostałem po koncercie. Oglądajcie nas jutro w Sopocie na Top Of The Top!" –  zachęcał Muniek Staszczyk. Dodajmy, że Muniek Staszczyk nie boi się mówić głośno swoich opinii, nawet tych kontrowersyjnych. Ostatnio, będąc gościem Odety Moro w podkaście "Onet Rano" zabrał głos w temacie polityki i nadchodzących wyborów. "Uważam, że wszystko jest w naszych rękach. Mimo wszystko jest to kraj demokratyczny" – poinformował muzyk. Podkreślił, że jeśli ktoś postanowi nie odda swojego głosu, popełni ogromny błąd. Staszczyk zwrócił uwagę, że przyszłość naszego kraju zależy tylko od obywateli. Mimo wszystko przyznał, że nie wie na kogo odda swój głos. Wie za to, na którą partię z pewnością nie zagłosuje. "Na pewno nie zagłosuję na PiS, bo nigdy na nich nie zagłosowałem" – przyznał. Staszczyk zwrócił uwagę na fakt, że w obrębie jego głównych zainteresowań leży muzyka, a nie polityczne idee. W odpowiedzi na to dziennikarka wspomniała o Pawle Kukizie, przyznając, że jego idee już dawno legły w gruzach. Muzyk bez zastanowienia dodał, że jego kolega z branży, wiele stracił, wymieniając scenę muzyczną na polityczną. "W sumie mi trochę żal Pawła. Myślę, że stracił wiarygodność wśród fanów, ale to jest jego wybór" – podsumował Muniek Staszczyk.

Źródło: natemat.pl

Skiba wziął ślub z Karoliną Kempińską. Ibisz pokazał zdjęcia z uroczystości


Krzysztof Skiba i Karolina Kempińska wzięli ślub. Pierwszymi zdjęciami z ceremonii podzielił się Krzysztof Ibisz. Nowa partnerka lidera Big Cyc jest od niego młodsza o 26 lat. Wiosną tego roku Krzysztof Skiba podzielił się radosną nowiną. Okazało się, że lider Big Cyc jest szczęśliwe zakochany w Karolinie Kempińskiej. Para planowała powiedzieć sobie "tak" jeszcze w tym roku. I tak się stało. Ślub właśnie się odbył. Lider Big Cyc wziął ślub. Zdjęcia z uroczystości Pierwsze zdjęcia ze ślubu Krzysztofa oraz Karoliny pokazał w społecznościowych jeden z gości – Krzysztof Ibisz. "Gratulacje, kochani. Miłości na zawsze, pięknego świętowania i pięknej codzienności" napisał na Instagramie. Pokazał też, jak wyglądali nowożeńcy. Przypomnijmy, że Krzysztof Skiba w marcu tego roku zakończył ponad 30-letnie małżeństwo z Renatą Skibą. Jego nową partnerką, a od tego weekendu już żona jest Karolina Kempińska. Kim jest nowa żona lidera Big Cyc? – Plotkarskie media zrobiły z naszego związku sensację, ponieważ Karolina jest modelką, jest ładna i dużo młodsza ode mnie. U nas ciągle dominuje taki stereotyp, że jak modelka, to pewnie głupia, a Karolina jest wykształconą osobą, po studiach, mówi biegle trzema językami. I połączyła nas miłość. Najpierw było koleżeństwo, potem przyjaźń, a potem miłość – mówił nie tak dawno w rozmowie z "Gazetą Wyborczą Trójmiasto". Karolinie Kempińskiej zarzucono, że jest utrzymanką i ze Skibą jest tylko dla pieniędzy i rozgłosu. Prawda jak zwykle okazała się inna. Zarówno, jeśli chodzi o jej zawód, jak i uczucie łączące ją z muzykiem. "Na co dzień pracuję w firmie informatycznej, fotomodelingiem tylko dorabiam, sama od zawsze na siebie zarabiam, nigdy nie chciałam być niczyją utrzymanką i nie jestem (...) Myślę, że nie ma nic bardziej 'czystego', niż uczucie wywodząca się z pięknej przyjaźni i dbania o drugą osobę. (…) Kto, podchodząc pod sześćdziesiątkę, zmienia całe swoje wygodne i uporządkowane życie? Do takiej sytuacji dochodzi tylko w obliczu wielkiej miłości" – napisała na Instagramie, gdzie obserwuje ją ponad 56 tysiące osób i często chwali się zdjęciami ze swoim partnerem.

Źródło: natemat.pl

Britney Spears potwierdza rozwód z Samem Asgharim. W oświadczeniu wspomniała o ojcu


Po ponad roku małżeństwa Britney Spears i Sam Asghari rozwodzą się. Najpierw plotki o rozstaniu potwierdził irańsko-amerykański model, a później sama artystka. W poście opublikowanym w mediach społecznościowych zdradziła, jak się czuje po podjęciu decyzji o zerwaniu. Mężowie Britney Spears Jak pisaliśmy w naTemat, Britney Spears wyszła za mąż trzykrotnie. Jej pierwszym mężem był Jason Allen Alexander, z którym wzięła ślub w 2004 roku w Las Vegas. Małżeństwo zostało anulowane po zaledwie 55 godzinach. Później, w tym samym roku, Spears wyszła za mąż za Kevina Federline'a, tancerza i rapera. Para rozwiodła się w 2007 roku. Mają dwóch synów: Seana Prestona i Jaydena Jamesa. Z kolei Britney i Sam Asghari poznali się sześć lat temu na planie do jej teledysku "Slumber Party". W 2022 roku wzięli ślub. Ich związku nie będzie można jednak zaliczyć do kategorii "dłuższe". 29-letni model potwierdził informacje, które zaczęły krążyć w sieci. "Po sześciu latach miłości i wsparcia wraz z żoną zdecydowaliśmy się zakończyć naszą wspólną podróż. Zachowamy dla siebie miłość i szacunek, zawsze życzę jej jak najlepiej. Takie rzeczy się zdarzają. Proszenie o prywatność wydaje się absurdalne, więc po prostu proszę wszystkich, w tym media, o bycie miłym i rozważnym" – napisał na InstaStories. Na odpowiedź autorki "Toxic" i "Oops!…I Did It Again" nie trzeba było długo czekać. 41-wokalistka tak podsumowała temat głośnego rozwodu. Britney Spears. Rozwód z Samem Asghari "Jak wszyscy już wiedzą, Hesam (tak piosenkarka zwraca się do męża - red.) i ja nie jesteśmy już razem... 6 lat to długi czas, aby być z kimś, zatem jestem trochę zszokowana, ale ... Nie jestem tutaj, aby wyjaśnić, dlaczego, bo szczerze mówiąc to niczyja sprawa" – oznajmiła Britney Spears, podkreślając, że nie mogła dłużej znosić bólu. Artystka przyznała również, że zbyt długo udawała, że jest silna. "Mój profil na Instagramie może wydawać się idealny, ale jest daleki od prawdy i myślę, że raczej wszyscy o tym wiedzą. Chciałabym pokazać wam moje emocje i łzy, by lepiej przedstawić, jak naprawdę się czuję, ale z jakiegoś powodu zawsze musiałam ukrywać się ze swoimi słabościami" – stwierdziła, nazywając siebie silnym żołnierzem tatusia. "Powinnam być bezwarunkowo kochana, a nie na warunkach! Więc będę tak silna, jak tylko potrafię, i dam z siebie wszystko! Faktycznie dobrze mi to wychodzi" – skwitowała. Britney Spears wolna od kurateli ojca Przypomnijmy, że we wrześniu 2021 r. sąd w Los Angeles przychylił się do wniosku Britney Spears i zawiesił jej ojca w wykonywaniu obowiązków kuratora, które Jamie Spears pełnił przez 13 lat. Gwiazda była objęta kuratelą ojca od 2008 roku, czyli od czasu hospitalizacji, która wynikała z jej załamania nerwowego. Wówczas sąd orzekł, że Spears nie jest zdolna do samodzielnego zarządzania swoim majątkiem czy podejmowania odpowiedzialnych decyzji. W lutym 2021 roku "The New York Times" opublikował dokumentalny film "Framing Britney Spears", który skupiał się między innymi na kurateli ojca piosenkarki, jaka trwa już 13 lat. Eksperci dziwili się w nim, jak to możliwe, że piosenkarka w sile wieku jest ubezwłasnowolniona niczym osoba zniedołężniała i wiekowa.

Źródło: natemat.pl

Zobacz niepublikowane zdjęcia Kory autorstwa Jacka Poremby. Wystawa w łódzkiej Galerii AOKZ


W tym roku minęło 5 lat od odejścia jednej z najwybitniejszych osobowości polskiej estrady. – Ona była po prostu kochana, ale w taki konkretny sposób, niekiczowaty – tak Korę w niedawnej rozmowie z naTemat wspominał John Porter. Tymczasem łódzka galeria AOKZ i Jacek Poremba zapraszają na wyjątkową wystawę zdjęć piosenkarki zatytułowaną "(EX)plozja". W jakim terminie będzie można podziwiać fotografie z wokalistką w roli głównej? Oto szczegóły. Wystawa niepublikowanych zdjęć Kory w Łodzi - kiedy i gdzie? Olga Sipowicz (po pierwszym mężu: Jackowska, z domu: Ostrowska) była artystką wielu talentów: wokalistką, poetką, autorką tekstów, książek i aktorką. Choć miała na swoim koncie także role filmowe, najbardziej zapisała się w pamięci jako wybitna postać polskiego świata muzycznego. Najpierw jako członkini kultowego zespołu Maanam, a następnie kontynuując solową karierę. Kora była charyzmatyczną osobowością, ikoną polskiego rocka, a dla wielu symbolem dobrego gustu i moralnym przewodnikiem. Niestety, 28 lipca 2018 roku odeszła po niespodziewanym nawrocie choroby. "Wyjątkowa kobieta, żona, matka, babcia, przyjaciółka. Ikona wolności. Zawsze bezkompromisowa w dążeniu do prawdy. Zaangażowana w ruch hipisowski, w działalność pierwszej Solidarności, w budowę demokracji i ruchy kobiece" – napisał w dniu jej śmierci w mediach społecznościowych jej mąż Kamil Sipowicz. Kiedy zdawało się, że widzieliśmy już wszystkie twórcze oblicza Kory, Jacek Poremba ujawnił swoje bogate archiwum fotografii artystki. Chociaż pewne zdjęcia były wcześniej publikowane w mediach, nie były one nigdy prezentowane jako spójna narracja. Dzięki zaangażowaniu Grzegorza Jarosza i Macieja Domareckiego i ich współpracy z utalentowanym fotografem powstała wyjątkowa wystawa. Niepublikowane dotąd fotografie Kory, zgromadzone w ekspozycji pod tytułem (EX)plozja, będą prezentowane od 9 do 19 września w Galerii AOKZ w Łodzi. Wybór Łodzi na miejsce wystawy nie jest przypadkiem. Miasto to łączy losy wybitnego fotografa Jacka Porembę, zmarłej pięć lat temu wokalistki Kory oraz właścicieli Galerii AOKZ. Poremba, rodowity łodzianin, tu dorastał i kształtował swoją artystyczną ścieżkę. Kora z kolei wybierała łódzkie zakątki do kręcenia teledysków, jak choćby kultowy klip Maanamu do piosenki "Kreon", zrealizowany w katakumbach Parku Abramowskiego, gdzie obecnie jedna z alejek nosi imię artystki. Galeria AOKZ to zaś świeży punkt na artystycznej mapie miasta, który kształtuje nowe trendy w świecie galerii i stwarza przestrzeń dla dialogu twórców z odbiorcami. To miejsce, gdzie spotykają się ludzie z pasją do sztuki. Wystawa ukazuje niezwykłą relację i zaufanie, jakim Kora obdarowała Porembę. Mimo że była postacią bezkompromisową i charyzmatyczną, w relacji ze spokojnym i nieco nieśmiałym fotografem odnajdywała harmonię i nieme porozumienie. – Wtedy ze światem słabo komunikowałem się werbalnie, byłem bardzo nieśmiały. Ale niespodziewanie moja cisza natychmiast znalazła wspólny język z jej gadulstwem. Popatrzyła na mnie i tak po prostu polubiliśmy się – tak pracę z Korą wspomina fotograf. Efektem ich współpracy są niezwykłe zdjęcia, ukazujące piosenkarkę w pełni ekspresji, ale jednocześnie w intymny sposób. To nie tylko zapis jej barwnej osobowości, ale także świadectwo talentu i wizji Poremby. Wstęp na wystawę będzie darmowy. John Porter wspomina Korę Przypomnijmy, że Kora zmarła 28 lipca 2018 roku w domu w Bliżowie. Niedawno John Porter w rozmowie z Kamilem Frątczakiem w naTemat przyznał, że jakieś pół roku-rok przed śmiercią wokalistki dowiedział się o tym, że umiera. Miało to miejsce podczas kręcenia dokumentu na temat życia i twórczości artystki. – To było oczekiwanie (na śmierć - przyp.red.). Jakieś pół roku-rok przed jej śmiercią robiono film o Korze. Sporo mnie było w tej produkcji, aż byłem zdziwiony. W trakcie nagrań spotkałem się z nią. Powiedziała mi wówczas, że nie jest już dobrze. Ale cały czas miała jaja mi powiedzieć: Za to ty świetnie wyglądasz. Ona była po prostu kochana, ale w taki konkretny sposób, niekiczowaty. Dopóki była zdrowa, wiedziała, czego chce, miała pewną wizję i chciała osiągnąć to, co w niej widziała. Ja szanuję takich ludzi, bo wiedzą, czego chcą i nie marnują czasu na lewo i prawo – powiedział muzyk. Porter porównał współczesną scenę muzyczną do niezastąpionej charyzmy Kory, podkreślając, że na zawsze pozostanie w naszych sercach. – Wśród tych ludzi, których mamy, niestety nikt jej nie dorównuje. Wśród mężczyzn też nie. Chociaż może są osoby, które myślą inaczej. I tu nie chodzi o talent, bo jest masa zdolnych artystów. Po prostu nikt nie ma takiej charyzmy, jaką miała Kora – podsumował.

Źródło: natemat.pl

Britney Spears znowu singielką. Jej mąż potwierdził koniec małżeństwa


Britney i Sam poznali się sześć lat temu na planie do jej teledysku "Slumber Party". Co ciekawe, pochodzący z Iranu mężczyzna wcielił się tam w faceta, którego podrywa Spears. W 2022 roku pobrali się. Ich związku nie będzie jednak można zaliczyć do kategorii "dłuższe". 29-letni model potwierdził informacje, które zaczęły krążyć w sieci. Wokalistka i jej mąż faktycznie się rozwodzą. Britney Spears znowu singielką. Sam Asghari potwierdził, że rozwodzi się z gwiazdą Britney Spears wyszła za mąż trzykrotnie. Jej pierwszym mężem był Jason Allen Alexander, z którym wzięła ślub w 2004 roku w Las Vegas. Małżeństwo zostało anulowane po zaledwie 55 godzinach. Później, w tym samym roku, Spears wyszła za mąż za Kevina Federline'a, tancerza i rapera. Para rozwiodła się w 2007 roku. Mają dwóch synów: Seana Prestona i Jaydena Jamesa. Przypomnijmy, że 12 listopada 2021 roku decyzją sądu skończył się nadzór kuratorski ojca nad Britney i jej majątkiem, który trwał 13 lat. Piosenkarka od tamtej pory jest bardzo aktywna w sieci, gdzie na swoim instagramowym profilu udostępnia filmiki, na których tańczy lub publikuje roznegliżowane zdjęcia. Od dwóch lat na jej profilu nie brakowało też kadrów z ukochanym, Samem Asgharim. Para adaptowała psa, a potem zaczęła starać się o dziecko. Britney mówiła o tym, że chciałaby jeszcze zostać matką, ale ojciec zmusza ją do noszenia spirali antykoncepcyjnej. Para złożyła przysięgę małżeńską 9 czerwca 2022 r. podczas ceremonii w Los Angeles, ale byli ze sobą związani od 2016 r. po tym, jak poznali się na planie teledysku piosenkarki "Slumber Party". Model oświadczył się piosenkarce w 2021 roku i podarował jej pierścionek, który sam zaprojektował z pomocą jubilera. 16 sierpnia serwis TMZ poinformował, że 29-letni Sam Asghari skonfrontował się z 41-letnią Britney po tym, jak zaczęły krążyć plotki, że go zdradziła. Informator przekazał portalowi, że Sam wyprowadził się z ich wspólnego domu i mieszka teraz we własnym mieszkaniu. Inny zagraniczny serwis "ET" twierdził zaś, ze para jest w separacji od 28 lipca, a mężczyzna już złożył papiery rozwodowe, argumentując swoją decyzję "różnicami nie do pogodzenia". "Britney zaprzecza wszelkim oskarżeniom o zdradę i przeżywa wiele emocji. [...] Jest zraniona, ponieważ sytuacja budzi w niej stare uczucia. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała, zwłaszcza po tym, jak jej chłopcy (synowie - red.) przeprowadzili się na Hawaje, gdzie dziś szaleją pożary. [...] Próbowała stanąć na nogi" – twierdziło źródło portalu "ET". W piątek (18 sierpnia) mąż Britney potwierdził na Instagramie, że ich małżeństwo zakończyło się po 14 miesiącach. "Po sześciu latach miłości i wsparcia wraz z żoną zdecydowaliśmy się zakończyć naszą wspólną podróż" – napisał we wstępie oświadczenia. "Zachowamy dla siebie miłość i szacunek, zawsze życzę jej jak najlepiej. Takie rzeczy się zdarzają. Proszenie o prywatność wydaje się absurdalne, więc po prostu proszę wszystkich, w tym media, o bycie miłym i rozważnym" – zaapelował mężczyzna. Sam zamierza zakwestionować umowę przedmałżeńską (intercyzę - red.), którą podpisali przed ślubem, co potwierdził jego prawnik, Neal Hersh. Model ma w planach ubiegać się o alimenty od artystki. Britney Spears nie skomentowała jeszcze publicznie swojego rozwodu. Zamiast odnosić się do tego wydarzenia, zamieściła na Instagramie dwie ilustracje. Jedną z nich opisała myślą: "Niekiedy z zamkniętymi oczami dostrzegasz więcej". Poprzedniego dnia podzieliła się ze swoimi obserwatorami chwilą z plaży. Udostępniła zdjęcie, na którym cieszy się z jazdy konnej w żółtym bikini i czarnych spodenkach, dodając: "Planuję zakup konia w najbliższym czasie!".

Źródło: natemat.pl

Taylor Swift nie wystąpi na Super Bowl? Gwiazda miała odmówić, fani rozpaczają


Taylor Swift jest dziś na największej fali w swojej karierze. Gwiazda jest obecnie w głośnej trasie koncertowej The Eras Tour, a w październiku szykuje premierę reedycji swojej kolejnej płyty, bestsellerowej "1989". Nic dziwnego, że plotki o występie Swift na Super Bowl były coraz głośniejsze. Amerykański magazyn online HITS Daily Double zniszczył jednak nadzieje fanów artystki. Taylor Swift to obecnie chyba największa gwiazda pop (chociaż w swojej muzyce wcale się do popu nie ogranicza). Tydzień temu zakończyła się The Eras Tour w Stanach Zjednoczonych – artystka zaplanowała jeszcze w ojczyźnie kilka występów w przyszłym roku – a internet jej zalany koncertami z jej spektakularnych koncertów. Swift, przynajmniej w USA, śpiewała bowiem piosenki (aż 44!) ze wszystkich swoich dziesięciu albumów, jej koncerty trwały trzy godziny, a piosenkarka zaskakiwała stylizacjami i aranżacjami. Nic dziwnego, że występy Taylor Swift w USA są wychwalane zarówno przez widzów, jak i krytyków, a trasa jest uznawana za najbardziej dochodową w historii. Jej szóste tournée w karierze robi wyjątkowo dużo szumu wśród swifties również poza USA. W tym roku Swift odwiedzi jeszcze Meksyk, Argentynę i Brazylię, z kolei w przyszłym zawita do Japonii, Australii, Singapuru, Europy i Kanady. Do Polski Swift przyjedzie 1 sierpnia 2024 roku i da w Warszawie aż trzy koncerty (1,2 i 3 sierpnia). Trasa The Eras Tour zakończy się 17 sierpnia 2024 roku na Wembley w Londynie. Taylor nie wystąpi na Super Bowl 2024? Super Bowl, finałowy mecz o mistrzostwo w futbolu amerykańskim zawodowej ligi NFL, to nie tylko największe wydarzenie sportowe w USA, ale również wielkie popkulturowe święto – premiery mają trailery nadchodzących filmów, powstają specjalne reklamy, a topowi artyści grają koncerty. Występ na Super Bowl Halftime Show, którzy oglądają widzowie na całym świecie, uważany jest za jedno z największych osiągnięć w historii muzyka i jest ukoronowaniem jego kariery oraz osiągnięć. Nic dziwnego, że z racji, że Swift jest na fali, długo spekulowano, że wokalistka w końcu wystąpi na Super Bowl. Mówiono już o tym pod koniec 2022 roku, ale podczas meczu w 2023 roku wystąpiła (ciężarna) Rihanna. Nadzieje fanów odżyły w tym roku: swifties mieli nadzieję, że to Taylor Swift będzie gwiazdą Super Bowl 2024 zaplanowanego na 11 lutego. Tymczasem amerykański muzyczny magazyn online HITS Daily Double poinformował nieoficjalnie, że Swift nie wystąpi na Super Bowl w przyszłym roku. "Taylor Swift odrzuciła propozycję występu w przerwie Super Bowl 2024, informuje HITS Daily Double" – podało konto PopBase na X (dawnym Twitterze). Mimo że gwiazda nie potwierdziła ani nie zdementowała tych doniesień, fani nie kryją smutku i rozczarowania, chociaż bronią decyzji gwiazdy. "To szalone, bo to teraz jedyna gwiazda popu, która spełnia ich standardy, więc wiem, że są zdesperowani", "Taylor Swift nie potrzebuje Super Bowl, to Super Bowl potrzebuje Taylor Swift", "Kiedyś bardzo chciałem, żeby to się wydarzyło, ale teraz wcale nie. Społeczeństwo może dosłownie mnie i ją pocałować w tyłek", "Walka swifties o bilety na Super Bowl natychmiast rozwiązałaby problem inflacji" – piszą internauci na X. Dlaczego Taylor Swift nie wystąpi na Super Bowl? Przyczyną jest najprawdopodobniej wspomniana trasa koncertowa Taylor Swift. 10 lutego, dzień przed meczem, artystka ma zaplanowany ostatni z trzech koncertów w Tokio. Mimo że teoretycznie od listopada do 7 lutego Swift ma wolne od The Eras Tour (a dopiero 23 lutego jedzie do Australii), to przygotowania do Super Bowl trwają aż kilka miesięcy. Pogodzenie Super Bowl z trasą byłoby więc nie tylko wycieńczające dla niej oraz jej ekipy, ale praktycznie niemożliwe do pogodzenia. "To było oczywiste, ponieważ w tym okresie będzie w trasie. Myślę, że jej koncert (na Super Bowl) odbędzie się albo w 2025, albo w 2026 roku po zakończeniu The Eras Tour oraz reedycji płyt" – skomentował doniesienia HITS Daily Double jeden z użytkowników seriwisu X. Taylor Swift wydaje od nowa płytę "1989" Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, Taylor Swift nagrywa od nowa sześć albumów studyjnych ze swojej dyskografii. W ten sposób chce mieć pełne prawa do każdego z napisanych przez siebie utworów. Po wydaniu reedycji płyty "Taylor Swift", "Fearless" i "Red" przyszła pora na odświeżoną wersję "1989". Krążek, na którym znajdują się takie hity jak "Shake It Off", "Blank Space", "Style" i "Wildest Dreams" trafi do sprzedaży i streamingu 27 października bieżącego roku, czyli tuż po jej koncercie w Los Angeles w ramach trasy The Eras Tour. "Album '1989' zmienił moje życie na niezliczone sposoby, dlatego z wielką ekscytacją ogłaszam, że moja wersja tejże płyty ukaże się 27 października. Jeśli mam być całkowicie szczera, to moja najbardziej ULUBIONA reedycja" – czytamy w komunikacie zapowiadającym nowe "1989". Przypomnijmy, że Taylor Swift podpisała w 2005 roku kontrakt z Big Machine Records, której założycielem jest Scott Borchetta. W listopadzie 2018 roku artystka podpisała nową umowę z Republic Records (jedną z marek Universala). W międzyczasie okazało się, że Borchetta sprzedał Big Machine Scooterowi Braunowi, ówczesnemu menadżerowi Justina Biebera i Kanye'ego Westa, co nie spodobało się gwieździe pop.

Źródło: natemat.pl

Tak Madonna świętowała 65. urodziny. Jej przyjaciółka opublikowała zdjęcie bez filtrów


Madonna jest niekwestionowaną królową popu. W środę 16 sierpnia amerykańska gwiazda obchodziła swoje 65. urodziny. Z tej okazji jej przyjaciółka zamieściła na Instagramie zdjęcie wokalistki pozbawione filtrów. Celebrytka wygląda na nim zupełnie inaczej niż na zamieszczonym przez nią chwilę wcześniej TikToku. Madonna od dekad szokuje, zadziwia i inspiruje. Modę i skandale uwielbia tak samo, jak muzyczne eksperymenty, mniej lub bardziej udane. Sama popkultura za nią nie nadąża, mimo że w sumie to ona sama jest popkulturą. W środę 16 sierpnia artystka obchodziła swoje 65 urodziny i mimo 40-letniego stażu artystycznego nie zamierza zwalniać tempa. Czytaj także: 64-letnia Madonna hejtowana za... twarz. Może i desperacko boi się starości, ale to nie nasza sprawa Madonna skończyła 65 lat. Wokalistka pozuje z przyjaciółką bez filtrów Mimo że w ostatnim czasie sporo mówiło się o pogorszeniu stanu zdrowia divy, wszystko wskazuje na to, że Madonna wróciła do formy. Artystka, zamiast odpoczywać w domu i zbierać siły przed wielką trasą koncertową postanowiła hucznie obchodzić swoje 65. urodziny. Jak się okazało, właśnie z tej okazji udała się na wycieczkę do Lizbony, gdzie czekało na nią urodzinowe przyjęcie w gronie przyjaciół. Chwilę przed uroczystością artystką postanowiła przypomnieć o swoim święcie fanom, nagrywając TikToka zestrojona w elegancki czarno-biały kostium, prezentując przed obiektywem mocno wygładzoną filtrami twarz. Pomimo tego prawdziwe oblicze wokalistki wyszło na jaw, gdy jej przyjaciółka, Maha Dakhil udostępniła na Instagramie zdjęcie bez żadnych dodatkowych upiększeń. Czytaj także: Nowe doniesienia ws. zdrowia Madonny. Wiadomo, gdzie się teraz znajduje Na wspomnianej fotografii gwiazda prezentuje się całkowicie inaczej niż na zamieszczonym przez siebie chwilę wcześniej TikToku. Mimo że, jak na swój wiek Madonna prezentuje się rewelacyjnie, a jej twarz nadal pozbawiona jest zmarszczek to różnica jest znacznie widoczna. Czytaj także: Znamy przyczyny złego stanu zdrowia Madonny. Lekarz ostrzega przed chorobą Problemy zdrowotne Madonny Przypomnijmy, że stan zdrowia artystki pogorszył się w trakcie przygotowań do najnowszej trasy koncertowej "Madonna Four Decades. The Celebration Tour", w trakcie której będzie świętowała 40-lecie swojej działalności artystycznej. Choć Madonna uważała się za niezwyciężoną, pomimo już dojrzałego wieku nie zamierzała zwolnić tempa, co w efekcie spowodowało, że wylądowała w szpitalu. Jak donoszą zagraniczne media, zaistniałej sytuacji można było uniknąć. Niestety Madonna ignorowała objawy infekcji bakteryjnej. Brytyjski dziennik "Daily Mail" postanowił zaczerpnąć opinii specjalisty, doktora Stuarta Fischera. Lekarz został zapytany o to, czy decyzja o tak szybkim opuszczeniu placówki nie była zbyt pochopna. Jego zdaniem objawy, które miała artystka, były objawami sepsy. Madonna po kilku dniach pobytu w placówce medycznej została wypisana i przewieziona do swojego domu. Miesiąc po traumatycznym wydarzeniu artystka postanowiła zabrać głos w tej sprawie. Opublikowała na Instagramie post, w którym podzieliła się ważną refleksją. "Miłość od rodziny i przyjaciół jest najlepszym lekarstwem. To moje refleksje miesiąc po wyjściu ze szpitala. Będąc matką, można naprawdę dać się wciągnąć w potrzeby swoich dzieci i w pozornie niekończące się dawanie. Ale kiedy moje możliwości się skończyły, dzieci pokazały, jakie są naprawdę. Pokazały twarze, których nigdy wcześniej nie widziałam" – podsumowała.

Tagi: Doda, Madonna, Cher
Źródło: natemat.pl

Doda nie rozumie rozpływania się nad "latającą" sanah. Wstawiła wymowny filmik na InstaStory


Ostatnio sanah zagrała w Chorzowie "Ucztę nad ucztami", czyli jeden z trzech zaplanowanych koncertów w Polsce. Co warto podkreślić, 25-letnia wokalistka jako pierwsza Polka dała solowe show na stadionie. Fani nie mogli pohamować łez, kiedy wzniosła się w powietrze i zaśpiewała "Hymn" Juliusza Słowackiego. Na ten element występu zwróciła uwagę sama Doda. Nie wpadła jednak w zachwyt, ale przypomniała o swoim koncercie sprzed paru lat. Doda i sanah będą miały "kosę"? Poszło o "latanie" nad sceną podczas show sanah, czyli Zuzanna Irena Grabowska, to 25-letnia artystka, która rozkochała w swoim głosie i twórczości całą Polskę. Młoda artystka robi prawdziwą furorę na rodzimej scenie muzycznej od ponad trzech lat. Co nie nagra, to staje się hitem radiowych rozgłośni i serwisów streamingowych. Choć sanah regularnie koncertuje w różnych miejscach w Polsce, to 15 sierpnia wystartowała ze specjalną trasą "Uczta nad ucztami", która jest spełnieniem jej marzeń z dzieciństwa. Zaczęła od show na stadionie w Chorzowie. Jej wielbiciele byli absolutnie poruszeni, tym, co dla nich przygotowała. Podczas wykonywania różnych utworów na telebimach pokazywały się osobiste, wzruszające nagrania. Jednak jednym z momentów, który najbardziej ścisnął za serce fanów sanah, był ten, kiedy w srebrnej, lśniącej szacie uniosła się nad scenę. Wykonała wówczas swoją słynną interpretację dzieła Słowackiego, czyli "Hymn". Ten element koncertowego show 25-letniej gwiazdy nie umknął jej starszej koleżance z branży. Doda, która aktualnie promuje swój ostatni krążek "Aquaria" (jeszcze przed premierą pokrył się złotem - red.), sama jest w trakcie przygotowań do długo wyczekiwanej trasy koncertowej. Na początku sierpnia chwaliła się, że wejściówki na dwa pierwsze show rozeszły się w zaledwie dwie godziny. Wracając do sanah - Rabczewska postanowiła przypomnieć na InstaStory, że ona już parę lat temu robiła takie "akrobacje". Udostępniła filmik, który zmontowali jej fani. Nagranie ma pochodzić z 2019 roku. Wymownie dała do zrozumienia, że była "pierwszą, polską latającą" wokalistką. Przypomnijmy, że przed nami jeszcze koncert sanah w Gdańsku (8 września). Wielki finał będzie miał miejsce w stolicy na PGE Narodowy w Warszawie (22 września). Reakcja Dody po koncercie Beyonce. "Excuse me?" Pod koniec czerwca tego roku do Polski zawitała Beyonce ze swoim elektryzującym "Renaissance World Tour". Doda nie ominęła tego wydarzenia. Polska gwiazda chętnie wybiera się na koncerty największych zagranicznych gwiazd, aby nie tylko przeżywać muzyczne uniesienia, ale żeby przede wszystkim podpatrywać, jak wygląda organizacja takich przedsięwzięć. Wtedy czerpie inspiracje. Mówiła o tym w jednym z wywiadów z nutą zasmucenia. Dlaczego? – Trochę czuję się jak na tych filmach, że są biedniejsze dzieci i mają fajny talent, a dosłownie obok mieszka dziecko z tym samym talentem, ale ma bogatych rodziców, super zaplecze, super możliwości. I ta biedniejsza (dziewczynka) tak ją (koleżankę) podgląda zza płota i myśli, że szkoda, że to się tak potoczyło. Tak nas rzucił los i już – wyjaśniła. Jaka była reakcja Dody po obejrzeniu show, które zafundowała Polakom Beyonce? Podczas wykonywania numerów "Plastic Off The Sofa" i "Virgo's Groove" gwiazda siedziała na wielkiej muszli. To zaintrygowało polską wokalistkę, która kilka miesięcy temu użyła tego samego rekwizytu promując album "Aquaria". "Excuse me?" – powiedziała potem Doda żartobliwym tonem, sugerując to, że nawet tak wielkie gwiazdy się nią inspirują. Należy zaznaczyć, że to nie jest pierwsze skojarzenie wizerunku amerykańskiej diwy z Dodą wśród fanów muzyki pop. Na okładce albumu "Renaissance" Beyonce, będąca żoną Jay'a-Z, pozuje niemal nago na koniu. Rabczewska prezentowała się w podobny sposób w klipie do utworu "Riotka" z 2014 roku.

Tagi: Doda
Źródło: natemat.pl

Miarka się przebrała. Agenci Dody wydali mocne oświadczenie ws. Dariusza Pachuta


Przez ostatnie tygodnie ukazało się mnóstwo artykułów na temat domniemanego rozstania Dody z Dariuszem Pachutem. W końcu sam sportowiec wydał wymowne oświadczenie, w którym przyznał, że nigdy nie aspirował do tego, by być celebrytą. Tymczasem do redakcji jednego z portali przyszedł mail od agentów artystki. Oto, o co poproszono w nawiązaniu do pogłosek o końcu związku. Management Dody przesłał oświadczenie do redakcji Plejada. Agenci artystki zaapelowali, aby w artykułach nie łączyć przedsięwzięć wokalistki z (wciąż nie wiadomo czy ex - red.) partnerem. "W związku z falą artykułów, których publikacja z państwa strony (Plejady - red.) trwa już od ponad miesiąca, zwracam się z ogromną prośbą o zaprzestanie komunikacji i łączenia projektów zawodowych artystki Dody z panem Dariuszem Pachutem" – poruszono. "Każdy z nich ma swoje odrębne ścieżki zawodowe, które to w żadnym punkcie się nie przecinają. Z szacunku do ciężkiej, ponad 20-letniej pracy Dody, proszę, aby jej efekty nie były podpinane pod relacje z panem Dariuszem oraz pod niego samego. Są to działania jedynie nakierowane na kliknięcia i są nie fair w stosunku do Dody i jej pracy" – wyjaśniono. "Doda szanuje państwa rzetelną pracę dziennikarską, więc mamy nadzieję, że ze względu na wieloletni wspomniany szacunek i współpracę i tym razem potraktują państwo artystkę z poszanowaniem, na jakie zasługuje" – zaznaczono. Puentując oświadczenie, zespół prasowy artystki przypomniał, że ma ona przed sobą wiele nowych przedsięwzięć. Obecnie wokalistka jest bowiem w wirze pracy i zapowiada się, że odpocznie dopiero późną jesienią. Przypomnijmy, że niedawno pisaliśmy w naTemat o tym, że już 6 października Doda wyrusza w trasę koncertową, mającą na celu promocję jej ostatniego albumu "Aquaria", z którego pochodzą takie kawałki jak "Fake Love", "Wodospady", "Melodia Ta" czy "Zatańczę z Aniołami". W ramach tournée odwiedzi aż 10 miast w Polsce. Wejściówki na dwa pierwsze koncerty w stolicy rozeszły się w zaledwie dwie godziny. Wrzesień przyniesie zaś dwie "premiery": 1 września ruszy sprzedaż suplementów Doda D'EAU, które powstały we współpracy ze znaną firmą ActivLab, a trzy dni później wystartuje reality show "Doda. Dream Show", które będziemy mogli śledzić na antenie Polsatu. "'Doda. Dream Show' to nowy i jedyny format typu doku-reality poświęcony codziennemu życiu gwiazdy podczas organizacji koncertu muzycznego. Zobaczymy jak radzi sobie z problemami, które wynikają przy przygotowywaniu tak ogromnego przedsięwzięcia, jak godzi życie artystyczne z życiem prywatnym, jak funkcjonuje w sytuacjach ekstremalnego stresu" – zapowiedział Pascal Litwin, producent kreatywny z ramienia Polsatu. Widzowie zostaną wpuszczeni za kulisy życia artystki. Wielu z nich uświadomi sobie, że w rzeczywistości nie jest ono zawsze tak sielankowe, jak mogłoby się zdawać. Pokazane zostaną przygotowania do występów i nie tylko. Format będzie powstawał m.in. w domu Dody, na sali treningowej, sali tanecznej, w studiu czy w hali, w której będzie grać koncert. Oświadczenie Pachuta ws. doniesień o rozstaniu z Dodą Ostatnio Doda przeżywa skomplikowany okres w swoim życiu osobistym, co nie umknęło uwadze jej fanów. Sygnałem tego były wspólne fotografie z Dariuszem Pachutem, które zaczęły znikać z jej profilów w mediach społecznościowych już jakiś czas temu. Plotek o kryzysie w ich związku nie uciszyło oświadczenie, które wydano 3 sierpnia, przed konferencją ramówkową Polsatu. "Dziś odbędzie się ramówka Polsatu, na której będę przedstawiać mój najnowszy program, który jest spełnieniem moich marzeń i za który serdecznie dziękuję. Wszyscy na niego czekacie, więc proszę, by omijać temat mojego życia prywatnego. Jestem na trudnym jego etapie, nie chciałabym, by większość czytelników zinterpretowała to jako promocję programu. Muszę/musimy przejść przez niego sami" – przekazała artystka. 7 sierpnia przemówił zaś sportowiec. "Od 3 tygodni w sieci nakręca się spirala negatywnych informacji o mojej osobie. Są one nieprawdziwe i nie mają pokrycia w rzeczywistości. Nie będę się do nich nigdy odnosił publicznie, bo cenię sobie prywatność - zarówno swoją jak i osoby, której te informacje również dotyczą" – oznajmił. "Pokazując swoje szczęście, poszliśmy w całkowicie złą stronę, do której nigdy nie powrócimy…" – podsumował Pachut, dodając na koniec hasztag z emotikonem "myszki" - tak pieszczotliwie nazywał ukochaną.

Tagi: Doda, Agent
Źródło: natemat.pl

Jennifer Lopez nagrała wideo bez makijażu. "Czuję się lepiej niż kiedykolwiek"


Jennifer Lopez 24 lipca obchodziła 54. urodziny. Amerykańska piosenkarka wielokrotnie zarzekała się, że nie korzystała nigdy z zabiegów medycyny estetycznej. Teraz opublikowała wideo, na którym pokazała swoją codzienną pielęgnację. Fani mogli zobaczyć swoją idolkę bez makijażu. Mimo wszystko wzbudziło to wiele kontrowersji. Jennifer Lopez jest gwiazdą, której sukcesy przyprawiają o zawroty głowy. 80 milionów sprzedanych płyt, 15 miliardów odtworzeń w serwisach streamingowych czy prawie 40 filmów, które zarobiły ponad 3 miliardy dolarów. Do tego wszystkiego doszła sama – bez koneksji czy pomocy rodziców. Czytaj także: Jennifer Lopez wspomina rozstanie z Benem Affleckiem. "Myślałam, że umrę" Jennifer Lopez zapozowała bez makijażu. Niedawno skończyła 54 lata Lopez od wielu lat występuje na estradzie. Amerykańska wokalistka, mimo że w lipcu skończyła 54 lata nie zamierza zwalniać tempa. Jest najsłynniejszą latynoską na świecie. Mimo tego, jak wyznała w dokumencie "Jennifer Lopez: Halftime" Netfliksa, który miał premierę rok temu, wciąż czuje się niedoceniana. Jak sama przyznała, długo była postrzegana wyłącznie przez pryzmat urody. Warto podkreślić, że artystka nie musi się martwić o swoją karierę i z pewnością może być z siebie dumna. Jej majątek obecnie wynosi około 400 milionów dolarów. Oprócz kariery artystycznej, w 2020 roku założyła swoją markę kosmetyczną, którą reklamuje osobiście. Teraz gwiazda wykorzystała moment, żeby na swoim Instagramie (który obserwuje ponad 250 milionów internautów) zareklamować swoje kosmetyki. Jak sama twierdzi, to właśnie dzięki nim się tak świetnie trzyma. Artystka na opublikowanym wideo zaprezentowała się bez makijażu, informując, że mimo swojego wieku "czuje się lepiej niż kiedykolwiek". Czytaj także: Oto 7 najlepszych filmów w karierze Jennifer Lopez. Uwaga, są lepsze od "Matki" Netfliksa "To ja, bez makijażu (...) Teraz nacieram twarz serum oraz kremem z filtrem (...) Stosuję go codziennie. Zaczęłam, mając niewiele ponad 20 lat. W tym filmie nie używam filtrów ani retuszu" – podsumowała wokalistka. Słowa gwiazdy światowego formatu nie przekonały jednak internautów, o czym świadczyły komentarze, które wylały się pod nagraniem. Wielu z nich węszyło kłamstwo, a jej gładka twarz jest zapewne efektem zabiegów medycyny estetycznej oraz filtrów. "Wygląda fantastycznie. Młodziej niż 54 lata, ale zdecydowanie jest filtr na tym filmie. Lub specjalne oświetlenie"; "Widziałem jej inne zdjęcia i wygląda inaczej"; "Dziewczyno, przestań, wszyscy wiemy, że nie używasz własnych produktów, nie mówiąc już o odrobinie botoksu"; "Nadal jesteś piękna. Na pewno masz filtr"; "To chyba żart, zacznij od usunięcia wszystkich tych filtrów instagramowych z twojej twarzy" – pisali użytkownicy. Mimo tego znaleźli się również ci, którzy uwierzyli w słowa celebrytki. Tym samym postanowili stanąć w obronie gwiazdy. "Masz 54 lata, jesteś taka naturalna i piękna. To oczywiste, że ludzie ci zazdroszczą i nienawidzą", "Naturalne piękno nigdy nie przemija" – czytamy.

Źródło: natemat.pl

To koniec małżeństwa Britney Spears? 29-letni model będzie domagał się alimentów


Amerykańskie media donoszą, że Britney Spears i Sam Asghari zakończyli swój związek po 14 miesiącach małżeństwa. W zagranicznych serwisach można przeczytać się, że artystka jest w trakcie przygotowań do rozwodu i zdecydowała się na współpracę z jedną z najbardziej renomowanych prawniczek z Hollywood. Co stało się "kością niezgody" między 29-letnim modelem a ikoną muzyki pop? Według doniesień Britney Spears i jej mąż prawdopodobnie nie są już razem. W środę (16 sierpnia) serwis TMZ ogłosił, że domniemane rozstanie było spowodowane kłótnią o zdradę. Portal poinformował, że 29-letni Sam Asghari skonfrontował się z 41-letnią Britney po tym, jak zaczęły krążyć plotki, że była ona niewierna. Jednak podczas gdy zarzuty wywołały "ogromną awanturę" między parą, TMZ nie był w stanie potwierdzić, czy oskarżenie o oszustwo "ma jakiekolwiek podstawy w rzeczywistości". Źródło poinformowało redakcję, że od tego czasu Sam wyprowadził się z ich wspólnego domu i mieszka teraz niezależnie w swoim własnym mieszkaniu. Dodało również, że para prawdopodobnie sfinalizuje rozstanie zgodnie z prawem: "To tylko kwestia czasu, zanim Sam złoży pozew o rozwód". Inny zagraniczny serwis "ET" twierdzi zaś, ze para jest w separacji od 28 lipca, a mężczyzna już złożył papiery rozwodowe, argumentując swoją decyzję "różnicami nie do pogodzenia". "Britney zaprzecza wszelkim oskarżeniom o zdradę i przeżywa wiele emocji. (...) Jest zraniona, ponieważ sytuacja budzi w niej stare uczucia. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała, zwłaszcza po tym, jak jej chłopcy przeprowadzili się na Hawaje, gdzie dziś szaleją pożary. (...) Próbowała stanąć na nogi" – twierdzi informator serwisu "ET". "Britney i Sam mieli wzloty i upadki podczas trwania swojego związku, bardzo się kochają, jednak często kłócą o fundamentalne kwestie. (...) Czasami mają poczucie, że ich potrzeby nie są w pełni zaspokajane. Ostatnio sprawy przybrały zły obrót, a ich kłótnie stały się poważniejsze" – dodało źródło. Sam zamierza zakwestionować umowę przedmałżeńską (intercyzę - red.), którą podpisali przed ślubem, co potwierdził jego prawnik, Neal Hersh. Model zamierza również ubiegać się o alimenty od Britney Spears. Warto wspomnieć, że plotki o rozstaniu i rzekomej niewierności pojawiły się nieco ponad dwa miesiące po tym, jak Britney i Sam świętowali swoją pierwszą rocznicę. Para złożyła przysięgę małżeńską 9 czerwca 2022 r. podczas ceremonii w Los Angeles, ale byli ze sobą związani od 2016 r. po tym, jak poznali się na planie teledysku piosenkarki "Slumber Party". Sam oświadczył się w 2021 roku i podarował Britney pierścionek, który sam zaprojektował z pomocą jubilera. Media donoszą o rozwodzie, a Britney publikuje zdjęcie na koniu Britney Spears przerwała milczenie w mediach społecznościowych we wczesnych godzinach porannych w czwartek (17 sierpnia) po raz pierwszy od czasu, gdy poinformowano, że jej mąż Sam Asghari "złożył pozew o rozwód". 41-letnia gwiazda zdecydowała się nie komentować doniesień o tym, że ona i 29-letni model rozeszli się po zaledwie 14 miesiącach małżeństwa. Zamiast tego wokalistka ujawniła na Instagramie, że przygotowuje się do zakupu konia. Publikując kadr, na którym cieszy się jazdą konną w żółtym staniku bikini i czarnych szortach, pochwaliła się: "Wkrótce kupuję konia!". "Tak wiele opcji, że to trochę trudne!!! Koń o imieniu Sophie i inny o imieniu Roar" – oznajmiła. "Nie mogę się zdecydować! Czy powinnam dołączyć do koleżeństwa i założyć różowy kowbojski kapelusz? Tak czy inaczej, myślę, że znalazłam swoje słodkie miejsce z Roar!" – dodała. Komentarze zostały wyłączone w poście Spears, ale szybko zebrały sporą liczbę polubień.

Źródło: natemat.pl

Fani na całym świecie zaniepokojeni stanem zdrowia Celine Dion. Obawiają się najgorszego


Celine Dion od kilku lat walczy z nieuleczalną chorobą. Niestety stan zdrowia kanadyjskiej wokalistki nie napawa optymizmem. Teraz media obiegła informacja o nieustająco pogarszającej się kondycji ikony piosenek o miłości. Fani na całym świecie obawiają się najgorszego. Celine Dion cierpi na zespół sztywności uogólnionej. W czerwcu 2023 roku w mediach pojawiła się informacja, że kanadyjska piosenkarka może już nigdy nie zaśpiewać na żywo. Stan zdrowia artystki jest bardzo poważny i nie daje nadziei na to, że fani gwiazdy na całym świecie zobaczą ją ponownie na scenie. Stan zdrowia Celine Dion znacznie się pogorszył Celine Dion cierpi na bardzo rzadką chorobę neurologiczną, która wywołuje uniemożliwiające jej funkcjonowanie skurcze. O swoim stanie zdrowia piosenkarka informowała fanów jeszcze 2022 roku, gdy udostępniła na swoim profilu na Instagramie poruszający filmik. Na początku sierpnia głos w sprawie stanu zdrowia ikony muzyki pop zabrała jej siostra Claudette. Zdradziła wówczas, że w domu Celine zamieszkała ich wspólna siostra – Linda, która będzie pomagać w opiekowaniu się piosenkarką. "Kiedy do niej (do Celine – przyp. red.) dzwonię, a ona jest zajęta, rozmawiam z moją siostrą Lindą, która u niej mieszka. Przekazuje mi, że Celine ciężko pracuje (nad wyzdrowieniem – przyp. red.). Stara się słuchać najlepszych naukowców znających się na tej rzadkiej choroby" – wyznała Claudette, siostra artystki w rozmowie z "La Journal de Montreal". Czytaj także: Pijana fanka przerwała występ Celine Dion. Mistrzowska reakcja gwiazdy podbiła internet "Myślę, że ona przede wszystkim potrzebuje odpoczynku. Zawsze robi wszystko, co w jej mocy, zawsze stara się być najlepsza. W pewnym momencie twoje serce i twoje ciało próbują ci coś powiedzieć. Warto tego posłuchać" – podsumowała siostra Celine Dion. Warto podkreślić, że gwiazda w tym trudnym czasie może liczyć na wsparcie trzech synów. Przypomnijmy, że kanadyjska wokalistka miała w planach dokończenie swojej trasy koncertowej po Europie "Celine Dion Courage World Tour". Choć artystka miała wystąpić w marcu 2024 roku w Łodzi i Krakowie, jej stan zdrowia zmusił ją jednak do ponownego odwołania koncertów. "Tak mi przykro, że rozczarowuję was wszystkich ponownie" – napisała wtedy w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych. Claudette Dion w jednym z wywiadów wyjaśniła, że jej siostra jest "otoczona przez specjalistów", których celem jest jak najskuteczniejsze leczenie. "Od 12 roku życia ona pracuje. Tak naprawdę nie zaznała bycia nastolatką. Zawsze pracowała. Zawsze dawała siebie. To jest wybór. Nie litowała się. Ale jednocześnie dawać z siebie tak wiele, by móc cieszyć się resztą życia ze swoimi dorastającymi dziećmi" – podsumowała kobieta. Chociaż fani na całym świecie są zaniepokojeni stanem zdrowia swojej idolki, obawiając się najgorszego, na ten moment muszą pocieszyć się filmem "Miłość na nowo", który niedawno trafił do kin. Celine Dion nagrała do niego pięć piosenek, a także osobiście zagrała w nim, wcielając się w rolę samej siebie.

Źródło: natemat.pl

Taco Hemingway wraca i zapowiada nowy krążek! Na YouTube wylądował już nostalgiczny klip


W nocy z 16 na 17 sierpnia sieć obiegły dwie świeże kompozycje Taco Hemingwaya. To pierwsze utwory artysty od 2020 roku. Jego nadchodzący album "1-800-OŚWIECENIE" zostanie opublikowany 22 września 2023. Do utworu "Gelato" został stworzony teledysk, w którym raper, podobnie jak siedem lat wcześniej w "Deszczu na betonie", pojawia się w pociągu. Od wielu lat Taco Hemingway jest jednym z czołowych artystów na polskiej scenie muzycznej. Mimo że przez ostatnie lata jego fani z niecierpliwością oczekiwali nowego solowego materiału, musieli zadowolić się jedynie gościnnymi występami u takich artystów jak Hałastra czy 2115 oraz utworami stworzonymi dla projektu wytwórni 2020. W roku 2020 raper wypuścił dwa albumy: "Jarmark" oraz "Europa". Po trzyletniej przerwie Taco wrócił z nową solową twórczością, prezentując dwa single: "Gelato" i "Makarena Freestyle". Do pierwszego z nich powstał klimatyczny klip, za którego scenariusz i reżyserię odpowiada Iga Lis, będąca życiową partnerką artysty. W teledysku pojawiają się znane postacie z polskiego świata hip-hopu, takie jak @atutowy, Gruby Mielzky, Otsochodzi, Maciej Ruszecki (Rumak), Rado Radosny, Pers, Young Igi czy Zeppy Zep. Za produkcję obu utworów odpowiada Rumak, producent, z którym Filip współpracował na początku swojej kariery. To z nim powstały takie EP-ki jak "Trójkąt Warszawski" czy "Umowa o dzieło". Rumak był również odpowiedzialny za produkcję debiutanckiego albumu "Marmur". "Odkąd po raz pierwszy usłyszałam Gelato, od razu zamarzyło mi się stworzenie obrazka pod ten utwór. Byłam wtedy na początku pracy nad moim pierwszym dokumentem, który rozgrywa się nad Polskim morzem, i to właśnie w tym świecie chciałam osadzić opowieść Gelato" – napisała na Instagramie Iga Lis. "Ten klip to dla mnie podróż do czasów dziecięcej beztroski. Chyba więcej nie chcę pisać, bo jestem ciekawa tego, co Wy sami w nim odnajdziecie. Od tysiąca i kilkudziesięciu dni (heh) z dumą obserwuje, ile serca Filip wkłada w tworzenie nowego materiału. Cieszę się, że mogłam dorzucić cegiełkę od siebie do tego bardzo ważnego dla mnie projektu. Fajnie tworzyć w zespole. Dziękuję Janasowi i Filipowi za zaufanie. Dziękuję licznej ekipie cudownych ludzi, z którymi miałam zaszczyt współtworzyć ten teledysk. Ależ jestem szczęśliwa" – podkreśliła. Nadchodzący krążek "1-800-OŚWIECENIE" zostanie wydany przez wytwórnię 2020 label, a jego premiera jest zaplanowana na 22 września, dzień kończący kalendarzowe lato. Kariera Taco Hemingwaya Taco Hemingway (prawdziwe imię i nazwisko: Filip Tadeusz Szcześniak) to polski raper i autor tekstów, który zaczął nagrywać w 2011 roku, kiedy to wydał anglojęzyczny mixtape pod pseudonimem Foodvillain zatytułowany "Who Killed JFK". W 2012 roku przyjął pseudonim Taco Hemingway i wydał anglojęzyczny minialbum "Young Hems". W 2014 roku wydał minialbum w języku polskim "Trójkąt warszawski", który przyniósł mu rozgłos w Polsce. Po sukcesie tego krążka, Taco dołączył do wytwórni Asfalt Records, gdzie wydał reedycję tego albumu oraz nowy minialbum "Umowa o dzieło". Jego płyty przyniosły mu dużą popularność w Polsce, a sam artysta stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych raperów w kraju. Jego wspólny album z Quebonafide, "Soma 0,5 mg", rozszedł się w ponad 150 tys. egzemplarzy. Inne popularne płyty to "Szprycer", "Marmur", "Pocztówka z WWA, lato ’19" czy "Jarmark" i "Europa" wydane w 2020 roku. Artysta zdobył wiele certyfikatów za sprzedaż płyt, a jego utwory, takie jak "6 zer", "Następna stacja" czy "Nostalgia" zna dobrze młodsze i starsze pokolenie. Był trzynastokrotnie nominowany do nagrody Fryderyka w latach 2016–2020, zdobywając ją cztery razy w kategorii Album roku hip-hop. Mimo swojej ogromnej popularności, Taco Hemingway rzadko udziela się medialnie i unika wystąpień w reklamach. Jest pierwszym polskim artystą, którego utwory zostały odtworzone ponad miliard razy na platformie streamingowej Spotify.

Źródło: natemat.pl

Łągwa z "Ich Troje" zdecydował się na poważny krok. Decyzja jest związana z kryzysem wieku średniego


Od 1995 roku Jacek Łągwa wraz z Michałem Wiśniewskim stanowią trzon zespołu "Ich Troje". Podczas gdy czerwonowłosy lider jest aktywny w mediach społecznościowych i dzieli się z fanami fragmentami swojego życia prywatnego, multiinstrumentalista wydaje się unikać światła reflektorów. Niemniej jednak niedawno podzielił się na Instagramie istotnym wydarzeniem z jego życia. Jacek Łągwa z "Ich Troje" o kryzysie wieku średniego. Podjął ważny krok Jacek Łągwa, znany głównie jako kluczowy członek "Ich Troje", pełni w zespole role kompozytora, aranżera, producenta i wokalisty. W świetle jego muzycznych dokonań, niedawne oświadczenie na Instagramie stanowi niemałą niespodziankę. "Kryzys wieku średniego objawia się na różne sposoby. Ja na przykład w wieku 54 lat… zostałem studentem Politechniki Łódzkiej, a dokładnie: Wydziału Elektrotechniki. W 2024 r. juwenalia będę oglądał z drugiej strony sceny" – pochwalił się na Instagramie. Przyjaciel Michała Wiśniewskiego z zespołu żartobliwie wspomniał, że w nadchodzącym roku akademickim będzie uczestniczył w studenckich juwenaliach, ale z innej perspektywy - tym razem patrząc na scenę. Chociaż 54-letni artysta nie chwalił się w przeszłości zbyt często informacjami o swojej edukacji, wiadomo, że jest absolwentem Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Łodzi im. Stanisława Moniuszki. Teraz postanowił poszerzyć swoje horyzonty i kształcić się w zupełnie nowej dziedzinie. Kariera i życie prywatne Jacka Łągwy Zespół Ich Troje był jedną z najbardziej rozpoznawalnych grup polskiej sceny od 1995 roku. Byli dwukrotnymi reprezentantami Polski na Eurowizji. Wdarli się przebojem, zrobili furorę, koncertując przez długie lata. Od tamtego czasu jego niezmiennymi członkami są frontmen i wokalista Michał Wiśniewski oraz kompozytor, muzyk i wokalista Jacek Łągwa, którzy są jednocześnie założycielami grupy. Zespół Ich Troje ma na swoim koncie wiele hitów, wśród których są takie piosenki jak "Powiedz", "Zawsze z Tobą chciałbym Być", "A wszystko to... (Bo Ciebie Kocham)" czy "Żadnych granic". Sześć albumów zespołu pokryło się platyną, złotem lub diamentem. Prywatne życie Łągwy nie zawsze układało się bezproblemowo. Przez prawie 19 lat był w związku małżeńskim z Dorotą, z którą ma dwie córki. Niestety, Dorota odeszła od niego dla innego mężczyzny, co głęboko dotknęło muzyka. "Wiem, że zostałem skrzywdzony, ale Dorota jest matką moich dzieci, którą zawsze kochałem. I ja nie zrobię jej mimo wszystko krzywdy. Mimo tego wszystkiego nie chcę wojny" – powiedział w jednym z wywiadów. Kłopoty osobiste wpłynęły na zdrowie i karierę Łągwy. Borykał się z tętniakiem mózgu, który ostatecznie został usunięty chirurgicznie. Następnie przyszły problemy finansowe. Rok po rozstaniu z Dorotą, warszawski sąd ogłosił jego upadłość konsumencką. W 2020 roku sytuacja zaczęła się stabilizować, a w tym procesie ogromne wsparcie stanowiła dla niego Karolina. To właśnie z nią postanowił zawrzeć związek małżeński w tym samym roku. Karolina jest od niego młodsza o 16 lat, a ich znajomość rozpoczęła się w 2007 roku. Mimo wieloletniej relacji potrzebowali sporo czasu, by zdecydować na sformalizowanie związku. Na początku marca 2022 roku artysta pożegnał swojego tatę. Zmarł Andrzej Łągwa, aktor teatralny i filmowy znany z takich filmów, jak m.in. "Chłopi", "Akademia pana Kleksa", "Pan Samochodzik i niesamowity dwór", "Powrót do Polski" czy "Pogranicze w ogniu".

Źródło: natemat.pl

Piotr Cugowski stracił pracę w TVP. Słowa menadżera nie pozostawiają wątpliwości


Piotr Cugowski jeszcze niedawno piastował cieplutką posadę w muzycznym show Telewizji Polskiej. Muzyk zasiadał w fotelu trenerskim programu "The Voice Senior". Chociaż wykazał ogromne chęci udziału w kolejnej edycji formatu, TVP podziękowała mu za współpracę. Głos w sprawie zabrał menadżer muzyka, który rozwiał wszelkie wątpliwości. Telewizja Polska szykuje piątą już edycję "The Voice Senior". Muzyczny program z udziałem seniorów cieszy się niesłabnącą popularnością. Choć w składzie jurorskim większość twarzy będzie znana nam z poprzednich edycji, tym razem w roli trenera nie zobaczymy Piotra Cugowskiego. Mimo że, muzyk wyraził ogromne chęci udziału w kolejnej edycji formatu, to jego miejsce zajęła Halina Frąckowiak. Cugowski stracił pracę w TVP. Menadżer zabrał głos ws. "The Voice Senior" Przypomnijmy, że Cugowski trenował seniorów w dwóch poprzednich odsłonach programu TVP. Kiedy w lutym tego roku skończyła się 4. edycja muzycznego show wyraził ogromne nadzieje na współpracę z formatem w kolejnej odsłonie. "Moi drodzy, dziś kończy się moja kolejna telewizyjna przygoda z 'The Voice Senior'. Oglądajcie nas i trzymajcie kciuki za moich uczestników Jamesa i Mariana. Dziękuję za wspólne tygodnie przed telewizorami. Mam nadzieję, że do zobaczenia w kolejnej edycji" – napisał na Instagramie Piotr Cugowski. Niestety mimo ogromnej wiary, muzyka nie zobaczymy na antenie TVP2. Dlaczego zabraknie go w nowej odsłonie "The Voice Senior"? Stanowisko w tym temacie w rozmowie z portalem plotek.pl przedstawił menadżer muzyka, Maciej Durczak. Czytaj także: TVP rezygnuje z 'You Can Dance'. Majewski nie oszczędza Egurroli i Cichopek Halina Frąckowiak nową trenerką. Co sądzi o pracy na planie "The Voice Senior"? Jak wcześniej wspomnieliśmy, obok Maryli Rodowicz, Alicji Węgorzewskiej i Tomasza Szczepanika w fotelu trenerskim zasiądzie Halina Frąckowiak. Podczas pierwszych dni na planie, wokalistka postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami na temat uczestników nowej edycji formatu. "Muzyka jest dla naszych uczestników możliwością spełnienia siebie. Pozwala im żyć naprawdę i w muzyce są do końca. Bywa też tak, że mamy już uformowanych wokalistów czy wokalistki i właściwie nie musieliby startować w programie, ale decydują się na to. Według mnie robią to po to, aby pokazać, że są, że mają światu jeszcze dużo do zaoferowania" – poinformowała wokalistka. "Przez całe życie poznajemy różnych ludzi. Tutaj poznaję bratnie dusze od strony muzycznej. Przyglądam się im, zastanawiam się, jak to się stało, że kochają muzykę, śpiewają" – dodała po chwili. Przypomnijmy, że Halina Frąckowiak od lat występuje na polskiej estradzie, a jej utwory takie jak "Papierowy księżyc", "Bądź gotowy do drogi" czy "Oj, czekam ja, czekam" zna cała Polska. W 5. edycji zmianie uległ również skład prowadzących. Tym razem u boku Rafała Brzozowskiego ponownie wystąpi Marta Manowska, zastępując Małgorzatę Tomaszewską.

Muniek Staszczyk o nadchodzących wyborach parlamentarnych. Wie, na kogo nie zagłosuje?


Muniek Staszczyk nie boi się głośno mówić o swoich poglądach politycznych. Wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że nie podoba mu się jak Prawo i Sprawiedliwość zarządza naszym krajem. Teraz w najnowszej rozmowie wspomniał o nadchodzących wyborach parlamentarnych, a także swoim koledze po fachu. Nie ukrywa, że współczuje Pawłowi Kukizowi. Muniek Staszczyk wraz z zespołem T.Love w swoich utworach wielokrotnie poruszali tematy społeczne czy polityczne. Muzyk nie boi się na głos mówić, co sądzi na temat sytuacji politycznej w Polsce. Jakiś czas temu w wywiadzie dla Interii 59-latek podsumował działalność partii Prawa i Sprawiedliwości. Wyznał wówczas, że kolejna kadencja "mogłaby doprowadzić do jakiejś totalnej pychy". "Jak PiS przegra, to co dalej? Kto weźmie ten kraj w swoje ręce i w jakim kierunku to pójdzie? Narrację PiS-u znam i ona mi nie odpowiada. Zawsze patrzę w sposób środkowy i nie mówię, że wszystko PiS zrobił źle, ale trzecia kadencja to nie powinna się zdarzyć, chociaż wszystko w takim kierunku zmierza" – podsumował lider zespołu T.Love. Czytaj także: Muniek Staszczyk "uśmiercony" w okrutnym fake newsie. Jest oświadczenie zespołu T.Love Muniek Staszczyk z T.Love szczerze o wyborach. Wspomniał o Kukizie i PiS-ie Nadchodzące wybory parlamentarne wzbudzają wiele emocji nie tylko wśród ugrupowań politycznych. Wiele gwiazd deklaruje swój udział w jesiennym głosowaniu, które odbędzie się 15 października. Muniek Staszczyk, będąc gościem Odety Moro w podkaście "Onet Rano" podkreślił, że wykazuje postawę obywatelską, w związku z czym nie wyobraża sobie nie pójść na wybory. "Uważam, że wszystko jest w naszych rękach. Mimo wszystko jest to kraj demokratyczny" – poinformował muzyk. Mężczyzna podkreślił, że jeśli ktoś postanowi nie odda swojego głosu, popełni ogromny błąd. Staszczyk zwrócił uwagę, że przyszłość naszego kraju zależy tylko od obywateli. Mimo wszystko przyznał, że nie wie na kogo odda swój głos. Wie za to, na którą partię z pewnością nie zagłosuje. "Na pewno nie zagłosuję na PiS, bo nigdy na nich nie zagłosowałem" – przyznał. Staszczyk zwrócił uwagę na fakt, że w obrębie jego głównych zainteresowań leży muzyka, a nie polityczne idee. W odpowiedzi na to dziennikarka wspomniała o Pawle Kukizie, przyznając, że jego idee już dawno legły w gruzach. Muzyk bez zastanowienia dodał, że jego kolega z branży, wiele stracił, wymieniając scenę muzyczną na polityczną. "W sumie mi trochę żal Pawła. Myślę, że stracił wiarygodność wśród fanów, ale to jest jego wybór" – podsumował Muniek Staszczyk. Muniek Staszczyk o tym, że "TVN szczeka". TVP nazwał "reżimówką" Przypomnijmy, że jakiś czas temu lider zespołu T.Love ocenił, jak obecnie w Polsce stacje telewizyjne przekazują informacje polityczne. "Nie powiem, na kogo zagłosuję i nie chodzi o żaden strach, tylko szczerze ci mówię, że nie wiem, jeszcze na dziś, mamy kwiecień. Oglądam jednym okiem newsowe rzeczy, ale najbardziej oglądam wypośrodkowane, bo TVN szczeka w swoją stronę, a "reżimówka" to wiadomo" – ocenił muzyk. – TVP to wiesz, tego się nie da oglądać. Z kolei TVN ma w sobie dużo takiej nienawiści zakorzenionej. Oglądam Polsat News. Jakoś mi to podpasowało, bo jest takie bardziej wyważone – podsumował.

Źródło: natemat.pl

Syn Kory chce zmian w biografii artystki. "Dziwi mnie naciąganie rzeczywistości"


W niedawnym wywiadzie Mateusz Jackowski, syn znanej wokalistki Kory, zdradził, że biografia "Się żyje. Kora. Biografia" zawiera nieścisłości dotyczące życia jego matki. Domaga się poprawionej wersji książki. – Przed jej wydaniem było dużo czasu, żeby omówić ze mną kontrowersyjne fragmenty – zaznaczył mężczyzna. Syn Kory walczy o poprawki w biografii artystki. "Są błędy merytoryczne" "Kora. Się żyje. Biografia", kolejna książka o życiu Olgi Jackowskiej, trafiła na sklepowe półki pod koniec maja bieżącego roku. Wokół publikacji narosło wiele kontrowersji. W mediach rozgorzały dyskusje o potencjalnym filmie bazującym na tej biografii. Teraz pojawiają się nowe doniesienia. W wywiadzie dla Plejady Mateusz Jackowski, syn Kory, ujawnił, że rodzina prowadzi rozmowy z wydawnictwem w sprawie korekt w książce. – Drugie, poprawione wydanie książki miało pójść do druku dwa tygodnie temu, ale po moich uwagach do pierwszego wydania ciągle jeszcze czekam na korektę wydawnictwa Znak. Oddając Katarzynie Kubisiowskiej to, że wykonała dużą pracę i ogólnie jest to książka trzymająca się faktów, dziwi mnie naciąganie tu i ówdzie rzeczywistości, aby uzyskać "efekt dramaturgiczny" – powiedział. – Tym bardziej, że dotyczy to głównych bohaterów tej książki i przed jej wydaniem było dużo czasu, żeby omówić ze mną kontrowersyjne fragmenty – zaznaczył. – Zależy mi na tym, aby w przestrzeni publicznej nie funkcjonowały nieprawdziwe i krzywdzące informacje dotyczące moich rodziców, ich przyjaciół, mnie i rodziny, a takich w pierwszym wydaniu pojawiło się kilka – oznajmił. – Problemem dla mnie jest również to, że wypowiedzi różnych osób są umieszczone w książce jako "fakty", a nie ich opinie, zwłaszcza jeśli dotyczą osób już nieżyjących, niemogących sprostować tych opinii lub im zaprzeczyć. Są też błędy merytoryczne, np. mój dziadek, który urodził się w Bartągu, opisany jest jako Mazur, a był Warmiakiem. I tak dalej... – wyjaśnił syn wokalistki. Nadmieńmy, że na łamach biografii "Się żyje" można przeczytać m.in. o zawirowaniach w życiu miłosnym piosenkarki. Kora miała przyznać się do zdrady przed śmiercią. Romans miał być próbą gorzkiego "rewanżu" ze strony artystki. Chciała odegrać się na Kamilu Sipowiczu za to, że zostawił ją z synem w Polsce, "zachowując się jak tchórz". John Porter wspomina Korę Przypomnijmy, że Kora zmarła 28 lipca 2018 roku w domu w Bliżowie. W tym roku mija 5. rocznica od czasu odejścia jednej z najwybitniejszych osobowości polskiej estrady. Niedawno John Porter w rozmowie z Kamilem Frątczakiem w naTemat przyznał, że jakieś pół roku-rok przed śmiercią wokalistki dowiedział się o tym, że umiera. Miało to miejsce podczas kręcenia dokumentu na temat życia i twórczości artystki. – To było oczekiwanie (na śmierć - przyp.red.). Jakieś pół roku-rok przed jej śmiercią robiono film o Korze. Sporo mnie było w tej produkcji, aż byłem zdziwiony. W trakcie nagrań spotkałem się z nią. Powiedziała mi wówczas, że nie jest już dobrze. Ale cały czas miała jaja mi powiedzieć: Za to ty świetnie wyglądasz. Ona była po prostu kochana, ale w taki konkretny sposób, niekiczowaty. Dopóki była zdrowa, wiedziała, czego chce, miała pewną wizję i chciała osiągnąć to, co w niej widziała. Ja szanuję takich ludzi, bo wiedzą, czego chcą i nie marnują czasu na lewo i prawo – powiedział muzyk. Porter porównał współczesną scenę muzyczną do niezastąpionej charyzmy Kory, podkreślając, że na zawsze pozostanie w naszych sercach. – Wśród tych ludzi, których mamy, niestety nikt jej nie dorównuje. Wśród mężczyzn też nie. Chociaż może są osoby, które myślą inaczej. I tu nie chodzi o talent, bo jest masa zdolnych artystów. Po prostu nikt nie ma takiej charyzmy, jaką miała Kora – podsumował.

Źródło: natemat.pl

Young Leosia zdissowała swoją... sąsiadkę. Polska raperka nagrała nowy kawałek


Young Leosia, jedna z najbardziej znanych polskim raperek młodego pokolenia, wydała nową piosenkę, w której dissuje swoją sąsiadkę. Najnowszy singiel zatytułowany "Nie wiem o co chodzi" może pochwalić się już ponad 100 tys. wyświetleń na YouTube. Nowy singiel Young Leosi "Nie wiem o co chodzi" W teledysku do piosenki "Nie wiem o co chodzi" Young Leosia występuje w towarzystwie trzech tancerek, które razem z nią tańczą na dachu bloku, pod wiaduktem ozdobionym graffiti i w pustostanach. W najnowszym singlu 25-letnia raperka nie przebiera w słowach na temat swojej sąsiadki. "Porachunki mam na Żoli, trzeba wyjaśnić Marioli / Że wszystkie społeczniary w tym mieście się pier*oli / Gorące pozdrowienia dla pani wariatki / Nie spodziewałaś się pocisku w piosence / Ty kurwo na piętrze psujesz naszą dzielnie / Nie spodziewałaś się, że ktoś się odezwie / Jebać ten twój PiS, ja mam melanż w kawalerce" – brzmi tekst utworu. W refrenie także nie brakuje wulgaryzmów. "Nie wiem o co chodzi tamtej suce, o / Nie wiem o co chodzi twojej grupie, ej / Nie wiem jaki znaczek masz na bluzie / Kto ci kupił taki outfit, kto zapłacił za tę buzię, nie, nie wiem / Nie wiem o co chodzi, mam to w dupie, yeah" – słyszymy. Pod wideoklipem do "Nie wiem o co chodzi" w serwisie YouTube możemy zobaczyć, że od 11 sierpnia kawałek wyświetliło już 116 797 razy. "Ja też nie wiem, o co chodzi, ale takie pocisku to chyba nikt się nie spodziewał"; "Tak trzymać, lecicie po swoje"; "Zajeb*sta nuta, a końcówka najlepsza. Nie zmieniaj się, a jak chcesz się zmieniać, to na lepsze. Pozdro"; "Pierwsza piosenka Young Leosi, którą da się jakoś słuchać" – komentują internauci. Przypomnijmy, że kariera muzyczna Young Leosi (prywatnie Sary Leokadii Sudoł) nabrała tempa po premierze utworu "Jungle Girl", którą nagrała w duecie z Żabsonem, a także piosenki "Szklanki". Szczecińska artystka ma na swoim koncie minialbum "Hulanki" wydany we wrześniu 2021 roku. Kuban sprzedał więcej płyt niż Sanah i Dawid Podsiadło Jak pisał wcześniej w naTemat Bartosz Godziński z Działu Kultura, 30-letni raper z Opoczna sprzedał w pierwszej połowie tego roku więcej płyt niż Sanah i Dawid Podsiadło. Mowa o Kubanie, który był "nową nadzieją polskiego rapu", debiutancką płytę wydał sześć lat temu, a niedługo potem... zniknął. Jego powrotowi towarzyszyła aura tajemnicy, więc kiedy wypuścił nowy album, to praktycznie zmiótł całą konkurencję na polskim rynku muzycznym. Jakub Kiełbiński występujący pod pseudonimem Kuban, jako 19-latek zaczął wrzucać swoje kawałki na SoundClouda (ten serwis to swoją drogą istna kuźnia rapowych talentów) i okazał się na tyle dobry, że już rok później, w 2013 roku, portal "Popkiller" zaprosił go do udziału w akcji "Młode Wilki" promującej obiecujących artystów. Zaowocowało to kawałkiem "Nie ma jak", który zapewnił mu szerszą rozpoznawalność i zainteresowanie fanów rapu. Do tej pory teledysk do tej piosenki wykręcił 9 milionów odsłon na YouTube.

Źródło: natemat.pl

Nie żyje Tom Jones. Twórca słynnego musicalu miał 95 lat


W miniony piątek w Stanach Zjednoczonych zmarł pisarz i autor piosenek Tom Jones. Artysta, który odpowiada za musical "The Fantasticks", miał 95 lat. Od dłuższego czasu zmagał się z poważną chorobą. Tom Jones nie żyje Jak donosi amerykański dziennik "The New York Times", Tom Jones zmarł w wieku 95 lat w piątek 11 sierpnia w swojej posiadłości w stanie Connecticut. Informację o jego śmierci potwierdził syn, Michael. Wiadomo, że pisarz i twórcza musicali od lat zmagał się z nowotworem. Jones był autorem słynnego musicalu z lat 60. zatytułowanego "The Fantasticks", do którego muzykę skomponował Harvey Schmidt. Przedstawienie opowiada o dwóch ojcach, którzy udają kłótnię, by zeswatać ze sobą swoje pociechy. Sztuka była inspirowana dziełem "The Romancers" Edmonda Rostanda z 1984 roku. Wspomnijmy, że Tom Jones urodził się 17 lutego 1928 roku w Littlefield w stanie Teksas. Po ukończeniu nauki w szkole średniej rozpoczął studia z dramatu na University of Texas. To tam poznał Schmidta, z którym wymyślił swoje najpopularniejsze musicali - m.in. "110 in the Shade", "I Do! I Do!", "Philemon" oraz "Celebration". "The Fantasticks" wystawiano na Broadwayu przez ponad cztery dekady. Oryginalna sztuka może pochwalić się około 17 tys. występów, co czyni z niej najdłużej wystawiany musical na świecie. Autorzy "The Fantasticks" otrzymali wyróżnienie Tony Honors for Excellence in Theatre w 1991 roku. Jones, który wydał później książkę "Tworzenie musicali: Nieformalne wprowadzenie do świata teatru muzycznego", dołączył też do American Theatre Hall of Fame (Galerii Sław Amerykańskiego Teatru) w 1998 roku. Zagraniczne media, które podzieliły się z czytelnikami wiadomością o śmierci twórcy "The Fantasticks", podkreślały, że przykre doniesienia nie są związane z walijskim piosenkarzem Sir Tomem Jonesem, autorem hitów "Sexbomb" i "It’s Not Unusual". Nie żyje reżyser "Egzorcysty" Jak pisaliśmy w naTemat, amerykańskie media przekazały przykrą wiadomość o śmierci Williama Friedkina, amerykańskiego reżysera, scenarzysty i producenta. O odejściu wybitnego twórcy poinformowała "The Hollywood Reporter" jego żona. Jak się okazało, 87-letni mężczyzna zmarł w Los Angeles. Przyczyną śmierci miała być niewydolność serca i zapalenie płuc, powiedziała jego żona, Sherry Lansing, była szefowa Paramount Pictures w Hollywood. Przypomnijmy, że Friedkin niedawno wyreżyserował "The Caine Mutiny Court-Martial", film, którego premiera ma się odbyć na festiwalu filmowym w Wenecji. "Chociaż jego kariera rozpoczęła się na początku lat 60., jego najbardziej znaczący sukces nastąpił w następnej dekadzie, wraz z powstaniem w 1971 roku "Francuskiego łącznika" – wspomina BBC. Przypomnijmy, że popularny kryminał zdobył pięć Oscarów w 1972 roku – w tym za najlepszy film. Podczas tej gali statuetkę za najlepszą reżyserię otrzymał właśnie Friedkin.

Źródło: natemat.pl

150 osób zasłabło na koncercie Bedoesa. Interwencja grupy ratownictwa chemicznego i prokuratury


Dramatyczne sceny rozegrały się podczas koncertu rapowego Bedoesa. Na bydgoskim placu pod Torbydem mogło być nawet 20 tysięcy ludzi. Nie wszyscy jednak dobrze się bawili. Do medyków zgłaszały się liczne osoby, które uskarżały się na fatalne samopoczucie. Część mdlała, dlatego konieczna była interwencja strażaków z Grupy Ratownictwa Chemicznego. Trzy osoby przewieziono do szpitala. Jak pisze "Fakt", problemy pojawiły się już przed koncertem. Ponieważ ten był bezpłatny i wydarzenie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, wiele osób chciało zająć miejsca już wiele godzin wcześniej. Zanim raper wyszedł na scenę, do medyków zaczęły zgłaszać się osoby, które uskarżały się na fatalne samopoczucie. Takich osób było na tyle dużo, że zdecydowano się wezwać dodatkową pomoc. Na miejsce koncertu przyjechało kilkanaście jednostek straży pożarnej, zespoły ratownictwa medycznego, policja i ratownicy z WOPR, piszą dziennikarze gazety. Dodatkowo strażacy zdecydowali się rozstawić specjalne namioty pneumatyczne, do których kierowani byli liczni widzowie z objawami omdlenia i złym samopoczuciem. Łącznie z objawami zgłosiło się 150 osób, z czego trzy wymagały przewiezienia do szpitala. Strażacy sprawdzili, czy ktoś nie rozpylił czegoś w powietrzu Sytuacja tak bardzo zaniepokoiła służby, że zdecydowano się przebadać powietrze. "Strażacy ze Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Chemicznego i Ekologicznego, przy użyciu specjalnych detektorów zbadali powietrze w miejscu koncertu. Nie wykryto w nim niebezpiecznych substancji" – czytamy w "Fakcie". Służby przypuszczają, że powodem licznych omdleń podczas koncertu Bedoesa mogła być wysoka temperatura i ścisk, który ograniczał dostęp do tlenu. Jak podaje "Fakt", sprawą incydentu na koncercie Bedoesa zajęła się policja i prokuratura. Dochodzenie wszczęto w kierunku artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia ludzi na niebezpieczeństwo.

Tagi: Doda
Źródło: natemat.pl

Są osoby święcie przekonane, że Britney Spears nie żyje. A na filmikach tańczy jej sobowtór


Britney Spears wypuściła przed tygodniem nowy kawałek z will.i.am-em, ale są osoby, które sądzą, że jej głos został wygenerowany w komputerze. Nie dlatego, że brzmi sztucznie, ale uważają, że... piosenkarka od dawna nie żyje. Ta teoria spiskowa ciągnie się od dłuższego czasu i pomimo zapewnień samej Britney o tym, że wcale nie jest martwa, wydaje się nie mieć końca. Z końcem września 2021 roku Britney Spears uwolniła się spod kurateli ojca, który przez 13 lat kontrolował jej życie. Musiała go pytać dosłownie o wszystko. "Chciała iść z chłopakiem na hamburgery, musiała czekać w samochodzie 30 minut na zgodę ojca. Spóźniła się 5 minut? Pod domem czekała policja. Britney miała ograniczone możliwości korzystania z telefonu i mediów społecznościowych. Całym jej majątkiem zarządzał ojciec, który dawał jej 'kieszonkowe'" – pisała w naTemat Daria Siemion. Teorie spiskowe o śmierci Britney zaczęły się po tym, jak odzyskała swoje życie Jednak po wyswobodzeniu się spod władzy Jamiego Spearsa fani nadal uważali, że "ktoś musi" ją kontrolować. Wszystko przez zdjęcia i filmiki, które wrzucała na Instagramie i były najwyraźniej inne, niż oczekiwali fani. Dodawała dziwaczne tańce, toporne memy, grafiki z kwiatuszkami i kotkami, selfie z rozmazanym makijażem lub totalnie gołe, niemowlęta z czaszkami zamiast głowy, a raz... udawała martwą (przy okazji Halloween, ale niektórzy chyba nie skumali). Do tego podpisywała je nieskładnie i często zamykała swój profil na kilka dni (w tym wypadku ludzie już kompletnie panikowali), by potem go znów przywrócić. Jedni myśleli (np. ja), że po prostu zachłysnęła się wolnością i robi to, co chce (czyli się wygłupia lub rozbiera – naprawdę straszne rzeczy), drudzy, że ćpa (np. tak przekonuje media jej ojciec) i ma problemy psychiczne, trzeci, że ktoś ją uprowadził i nią steruje niczym w programie MK-Ultra, a czwarci, że po prostu umarła/została zamordowana i na filmikach nie widzimy jej, lecz sobowtórkę czy inną osobę dzięki technologii deepfake (czyli "ktoś" nałożył komputerowo twarz Britney na podstawioną tancerkę). Pierwszy powód jest dość oczywisty, drugi nie jest wykluczony, bo przecież właśnie przez załamanie nerwowe została ubezwłasnowolniona w 2008 roku. Za dwoma pozostałymi podejrzeniami miało świadczyć to, że inaczej zachowywała się w sądzie (była tam poważna, co jest faktycznie nienaturalne) i ogólnie kiedyś taka nie była (nikt nie jest teraz taki jak kiedyś i każdy przez 13 lat jest ubezwłasnowolniony, co na pewno ma wpływ na osobowość). Do tego w czasie kurateli całemu światu mówiła, że wszystko jest w porządku, a nie było (bo tak miał kazać jej robić ojciec), więc teraz też może odstawiać jakieś teatrzyki. Były mąż Birtney Spears wtargnął na jej ślub, ale jej nie zastał. To tylko podkręciło teorie Zdaniem "spiskowców" do zeszłorocznego ślubu z Samem Asgharim też została zmuszona. Z tego powodu ceremonię próbował zakłócić jej były mąż Jason Alexander. Później tłumaczył, że chciał sprawdzić, czy jego ex nie robi tego wbrew swojej woli. Twierdził, że wszystko jest ustawione pod "hollywoodzki scenariusz". Wtargnięcie na posiadłość pary młodej transmitował na żywo, ale dopadła go ochrona, a potem został aresztowany przez policję. Akcja miała mieć jednak drugie dno. "The Sun" pisał o ludziach, którzy spekulowali, że tak naprawdę nie chciał popsuć ślubu, tylko przekonać się na własne oczy, czy Britney żyje, ale ostatecznie jej nie spotkał (warto dodać, że był przed uroczystością). To też dało niektórym do myślenia. W grudniu zeszłego roku popularny youtuber Jeffree Star zamieścił na X / Twitterze (ma tam ponad 6 mln obserwujących) niepokojący post. "W 2020 zamierzałem wszystko ujawnić… W ciągu kilku dni hollywoodzka elita próbowała zrujnować całą moją karierę, oczernić mnie i zalać media kłamstwami, aby mnie zdyskredytować. Gdybyście tylko znali prawdę o tym, co robią Britney i Kayne" – napisał. Swoją drogą, niektórzy sądzą, że z Kanye West też nie żyje, bo nie wierzą, że to on stoi za tymi wszystkimi aferami w ostatnich latach. Avril Lavigne też ma od dawna nie żyć, a na koncertach występuje jej klon. Praktycznie o to samo oskarżana jest Britney Pierwszym muzykiem, który doczekał się miejskiej legendy o swojej śmierci, był Paul McCartney. Choć w tym roku skończył 81 lat, to bzdury o jego sobowtórze krążą od lat 60. Z drugiej strony mamy Elvisa Presleya, który dla wielu osób jest wciąż żywy. Najgłośniejsza muzyczna teoria spiskowa ostatnich lat dotyczy jednak Avril Lavigne i podejrzewam, że właśnie na jej podstawie część osób jest święcie przekonanych, że gwiazdy showbiznesu to w większości podstawieni reptilianie/sobowtóry/klony/roboty. Część fanów od ponad dekady serio wierzy, że Avril po śmierci została zastąpiona przez klona o imieniu Melissa Vandella. Historia tej piosenkarki jest zgoła inna, ale dowodem na podmiankę ma być m.in. to, że kompletnie się nie zestarzała od czasów teledysku do "Sk8ter Boi", a brodawki i różne detale jej twarzy są w innych miejscach niż kiedyś. Internauci, którzy myślą to samo o Britney, również zauważają, że np. ich idolka ma inny uśmiech i zęby niż kiedyś. Niektórzy chyba zatrzymali się na jej szkolnym teledysku do "Baby One More Time". Przypomnę, że piosenkarka ma już 41 lat. Mamy rok 2023, a teorie o śmierci Britney Spears są ciągle żywe. Przy premierze "Mind Your Own Buisness" przybrały na sile Britney Spears w ostatnim czasie przynajmniej dwa razy przyznała, że nie umarła (niektórzy śmieszkują, że tak właśnie by powiedziała martwa Britney). Pierwszy raz w nieco innym kontekście. W zeszłym roku pojawiły się bowiem plotki o jej filmowej biografii, a gwiazdę miałaby zagrać Millie Bobbie Brown (Jedenastka ze "Stranger Things"). "Stary, przecież ja jeszcze żyję!" – skwitowała. W czerwcu tego roku za to dodała stary filmik (już jest usunięty z jej Insta... przypadek?), na którym tańczyła ze swoim przyjacielem w klubie w Vegas. W podpisie mogliśmy z kolei przeczytać o tym, że w czasie kurateli miała trasę w Las Vegas (była tam rezydentką), ale nie mogła np. pić ze swoją ekipą, a przez 4 lata wyszła tylko 3 razy na imprezę. "Psss to nie jest wspomnienie, nie jestem trupem! To jest retrospekcja, która przypomina mi, żebym ruszyła tyłek na parkiet i nim potrząsnęła!!! PSSS Jestem teraz równoprawnym obywatelem amerykańskim!!! Mogę też chodzić do spa" – napisała. Nie muszę chyba dodawać, że wiele osób jeszcze bardziej utwierdziło się w przekonaniu, że jednak coś nie gra. Widać to przy okazji premiery jej najnowszej piosenki "Mind Your Own Buisness" z will.i.am-em. Britney śpiewa w niej, byśmy "pilnowali swojego nosa", tak jakby chciała przekazać, że ma już dość tych ciągłych plotek i spekulacji (podejrzewam, że właśnie dlatego zablokowała możliwość dodawania komentarzy na swoim Instagramie). Co z tego, skoro nie wszyscy wierzą, że to prawdziwa Britney Spears. Oliwy do ognia dolało zdjęcie promujące singiel, na którym użyto fotki z 2003 roku. Trzeba przyznać, że to rzeczywiście jest dziwne. Piosenkarka może nie wygląda już tak jak w momencie debiutu na przełomie mileniów, ale też bez przesady. Poza tym można było zretuszować fotografię, by ją ewentualnie odmłodzić. Postanowiono jednak wykopać archiwalne zdjęcie do zupełnie nowego kawałka. Nie widzę w tym logiki, ale nie na tyle, by uważać, że nie żyje od 2-3 lat. Sama piosenka ma być z kolei wygenerowana przez komputer (nie da się ukryć, że słychać, że głos jej został poprawiony w programie), a "my mamy się z tym pogodzić". "Chore g*wno" – napisała internautka. Nie wyszedł jeszcze oficjalny teledysk do utworu, ale w ciemno strzelam, że i tak znajdą się osoby, które będą go podważać. Bo tak im się wydaje, a to znaczy, że to musi prawdziwy fakt autentyczny. Ta teoria spiskowa jest równie absurdalna co inne i tylko szkodzi Britney Spears Niestety, podobnie jak z większością teorii spiskowych - nie da się na 100 procent potwierdzić, że to nieprawda i stąd tak sobie to wszystko krąży po sieci. Czy ktoś z nas bowiem widział ostatnio na żywo Britney Spears? Ja na pewno nie. Dinozaury też widziałem tylko "Parku Jurajskim". To nie znaczy, że nie wierzę, że nie istniały, paleontolodzy kłamią, a kości w muzeach zostały sfabrykowane. To, że czegoś nie widzimy, nie znaczy, że nie istnieje (patrz: powietrze). Poza tym, jaki byłby cel w ukrywaniu rzekomej śmierci Spears? Ta teoria ma sporą lukę w tym miejscu i w zasadzie nie widzę w komentarzach jakiegoś wyjaśnienia. Sądzę jednak, że może chodzi o to, by można było na niej dalej zarabiać? Ale przecież nawet zmarli artyści świetnie sobie "radzą" na listach sprzedaży. Jej rzekoma sobowtórka też jest kiepską influencerką, bo na Instagramie nie widzę tam sponsorowanych postów, a raczej profil prowadzony jak "typowa Grażynka". Ktoś ("hollywoodzkie elity") też może nie chcieć odpowiadać przed sądem za domniemane uprowadzenie lub zabójstwo, ale jeśli jest w stanie przez tak długi czas stwarzać tak spektakularną iluzję, to łatwiej i szybciej byłoby mu upozorować "wypadek". Spójrzmy na to racjonalnie: gdyby faktycznie umarła, to amerykańskie tabloidy dowiedziałyby się o tym wcześniej niż jej rodzina i pogotowie. I już dawno byśmy to mieli potwierdzone i przemielone na każdy możliwy sposób, a nasze media społecznościowe byłyby zalane wspominkami, a nie pojedynczymi postami o tym, że Britney nie żyje. Fani, zamiast ją wspierać po tym co przeszła, tylko wpędzają siebie i przede wszystkim ją w paranoję, a nie mają nawet jednego konkretnego dowodu.

Irena Santor wspomina Powstanie Warszawskie. "Zupełnie niewyobrażalna tragedia"


Irena Santor, którą znamy z przebojów, takich jak "Już nie ma dzikich plaż", "Tych lat nie odda nikt" czy "Powrócisz tu", przyszła na świat kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Była świadkiem strasznych zdarzeń. W najnowszym wywiadzie 88-letnia artystka odniosła się zaś do Powstania Warszawskiego. Zaznaczyła, że jej mąż opowiadał jej dużo o tamtych wydarzeniach. Irena Santor o Powstaniu Warszawskim. "Zupełnie niewyobrażalna tragedia" 1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie. Warszawa broniła się bohatersko przez 63 dni. W tym roku obchodzimy 79. rocznicę wybuchu. Przy tej okazji "Fakt" porozmawiał z jedną z najdłużej funkcjonujących wokalistek na polskiej scenie muzycznej. Irena Santor (z domu Wiśniewska) urodziła się 9 grudnia 1934 roku w Papowie Biskupim na Pomorzu. Pomimo że artystka nie jest urodzoną warszawianką, to przez wiele lat - jak to sama mówi - stworzyła ze stolicą silną więź. Przyznała również, że mimo upływu lat, wydarzenia związane z Powstaniem Warszawskim wciąż są źródłem rodzinnej traumy. – Wiem dużo o powstaniu od mojego męża, który stracił w czasie walk młodszego brata. (...) 12-letni Jaś, zginął na Starym Mieście – oznajmiła. 13 sierpnia 1944 roku nastąpiło jedno z najbardziej tragicznych zdarzeń Powstania Warszawskiego. Niemiecki czołg-pułapka, niosący pół tony materiałów wybuchowych, eksplodował tuż po tym, jak powstańcy sądzili, że udało im się go przejąć. Kapitan Ludwik Gawrych "Gustaw" miał przeczucie, że może to być zasadzka. Jednak pewna grupa powstańców zlekceważyła rozkaz dowódcy i zabrała pojazd. Przejechali nim ledwie kilkaset metrów, a czołg wybuchł, powodując śmierć 300 osób i niszcząc okoliczne budynki. – Jaś wspólnie z kolegami wskoczył na zdobyty przez powstańców czołg. I w tym momencie maszyna eksplodowała. Sytuację obserwowała jego siostra Mirosława (ps. Mira, łączniczka Armii Krajowej Grupy "Północ" i zgrupowania "Róg" batalionu "Bończa"). Zdążyła tylko krzyknąć: Jaś, mama cię woła, wracaj do domu. Sama nie zginęła tylko dlatego, że moc wybuchu odrzuciła ją w najbliższy zaułek – tłumaczyła. Santor zaznaczyła, że mieszkanie jej przyszłej teściowej było w czasie walk azylem dla powstańców. – Mama była bardzo dzielna. Zresztą jak wszystkie kobiety wówczas. Karmiła powstańców, przygotowywała, jak to się mówi, coś z niczego – opowiedziała artystka. Jej mąż Stanisław, który był muzykiem, w tamtym czasie podupadł na zdrowiu. – Trzeciego dnia od wybuchu zachorował na czerwonkę. Przez cały okres walk cierpiał w mieszkaniu na Złotej, gdzie opiekowali się nim dobrzy ludzie. To cud, że przeżył – podkreśliła. Po zakończeniu powstania, Niemcy deportowali Stanisława Santora i jego rodzinę do Pruszkowa. Później został zmuszony do pracy w kamieniołomach w obozie Petersheim. Po zakończeniu działań wojennych kontynuował swoją karierę muzyczną jako skrzypek, między innymi pełniąc rolę koncertmistrza w Orkiestrze Polskiego Radia. Życie i kariera Ireny Santor Życie Ireny Santor jest naznaczone niejedną osobistą tragedią. W ubiegłym roku w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" piosenkarka przyznała, że podczas wojny straciła tatę. Bolesne wspomnienia związane z tamtymi czasami siedzą w niej do dzisiaj. "Jak szłam szosą w tłumie ludzi, a w rowach po obu stronach leżeli zabici ludzie, zwierzęta. Nadlatywał samolot i leciał tak nisko, że myśmy widzieli twarz żołnierza, który mierzył do nas z karabinu. Nie mogę uwierzyć, że teraz dzieje się to znowu (w nawiązaniu do wojny w Ukrainie). Przecież życie się już jakoś uporządkowało" – powiedziała. Wróciła też pamięcią do czasów, kiedy po wojnie przyjeżdżała do stolicy, gdy występowała w Państwowym Zespole Ludowym Pieśni i Tańca "Mazowsze". "Natomiast tuż po wojnie, kiedy śpiewałam w Mazowszu, przyjeżdżałam do Warszawy i widziałam ruiny. To było niepojęte. Jak może nie być miasta? Ludzie biegali od jednej kupki gruzów na drugą, gdzieś się przemieszczali, coś nosili. I odbudowywali tę Warszawę" – wspominała. "Wasze pokolenie trochę się z tego naśmiewa, ale ja pamiętam, jak to było. Cegiełka po cegiełce. Ile myśmy wtedy śpiewali piosenek tym, którzy budowali, na pocieszenie, żeby im było trochę lżej pracować, radośniej" – wyjaśniła. Wokalistka straciła matkę, która zmarła na wieść, że jedna z wokalistek "Mazowsza" (Santor była jedną z nich) skoczyła na wyjeździe w Chinach z 16. piętra wieżowca. Piosenkarka nie zdążyła powiadomić mamy, że to nie ona była samobójczynią. W 1958 roku wzięli ślub ze Stanisławem Santorem i niedługo potem artystka zaszła w ciążę. Po porodzie nastąpiły komplikacje, wskutek których córeczka pary, Sylwia zmarła zaledwie dwa dni po przyjściu na świat. Dwa lata po bolesnej utracie dziecka wokalistka miała również poważny wypadek samochodowy, w którym zginęła jej przyjaciółka, tancerka i piosenkarka Ludmiła Jakubczak. W 2000 roku lekarze zdiagnozowali u Ireny Santor nowotwór piersi. Na szczęście wykryto go we wczesnym stadium rozwoju. – To był malutki rak, ale bardzo złośliwy. Nie straciłam piersi. Przeszłam przez to bez chemii, brałam tylko naświetlania. Najgorsze jest czekanie na wyniki. To jest taka niemoc, jak w obozie koncentracyjnym, że się żyje, ale nie wiadomo, czy jeszcze jutro się wstanie – mówiła w wywiadzie dla "Wprost". Potem starała się namawiać kobiety do badań profilaktycznych. W 2018 roku znów trafiła do szpitala. Podejrzewano u niej udar, ale jej złe samopoczucie było efektem przemęczenia. – Nie martwcie się o mnie! – apelowała po wyjściu z placówki. Santor w 2019 roku obchodziła sześćdziesięciolecie pracy estradowej. Trzy lata później podjęła decyzję o zakończeniu kariery. Występowała od 16 roku życia w "Mazowszu", w latach 1951-1959. Później zdecydowała się zostać artystką solową. Stworzyła takie utwory jak "Każda miłość jest pierwsza", "Odrobinę szczęścia w miłości", "Maleńki znak", "Jak przygoda to tylko w Warszawie", "Tych lat nie odda nikt" i wiele innych.

Źródło: natemat.pl

Stanowski odpowiedział na oświadczenie Bartosiewicz. Nawiązał do "zaburzeń psychicznych"


Niespodziewanie w konflikt Krzysztofa Stanowskiego i Natalii Janoszek przez przypadek została wciągnięta Edyta Bartosiewicz. Gospodarz "Dziennikarskiego Zera" wykorzystał w finałowym materiale "Bollywoodzkiego zera" piosenkę artystki, nie pytając o zgodę. Teraz odpowiedział na oświadczenie autorki utworu "Skłamałam". Krzysztof Stanowski postanowił raz na zawsze zakończyć swoje śledztwo dotyczące Natalii Janoszek, publikując finałowy odcinek "Bollywoodzkiego zera", który pojawił się na YouTubie Kanału Sportowego w piątek 28 lipca wieczorem. Choć od publikacji prawie 3-godzinnego filmu minęły zaledwie trzy dni, wideo obejrzało już ponad 3 miliony użytkowników, a liczba wyświetleń wciąż rośnie. Do afera niespodziewanie doszedł kolejny wątek. W nowym materiale prowadzącego "Dziennikarskiego zera" kilkukrotnie można usłyszeć fragment piosenki "Skłamałam" Edyty Bartosiewicz. Z relacji wokalistki wynika, że autor filmu nie zapytał jej o zgodę na wykorzystanie utworu. Stanowski odpowiedział na oświadczenie Bartosiewicz. Usunął jej utwór "Zadzwonił właśnie znajomy i spytał, czy oglądałam najnowszy film znanego vlogera Krzysztofa Stanowskiego na YouTube. Podobno pojawiają się tam fragmenty mojej piosenki 'Skłamałam'. Chcąc nie chcąc, weszłam na wskazany Kanał Sportowy i zaczęłam pobieżnie przeglądać prawie trzygodzinny materiał demaskujący jakąś panią z showbizu" – zaczęła artystka. "Faktycznie, utwór pojawia się tam kilkakrotnie w krótkich odsłonach, będąc czymś w rodzaju muzycznego motywu, ilustrującego temat wodzącej media za nos celebrytki. Pan Krzysztof przyłożył się do roboty, to trzeba mu przyznać, zapomniał tylko zapytać mnie o zgodę" – dodała po chwili. Kilkanaście godzin później pojawił się kolejny wpis. Wokalistka wówczas zasugerowała, że Janoszek "być może ma jakieś poważne zaburzenia osobowościowe", a ona sama nie chce uczestniczyć w nagonce na nią. "Szanowni Państwo, wszystkie swoje piosenki pisałam z myślą o tym, by niosły pozytywny przekaz. Nie chcę, by w jakikolwiek sposób przyczyniały się do nagonki na kogoś, kto być może ma jakieś poważne zaburzenia osobowościowe" – poinformowała. Internauci nie musieli długo czekać, by Stanowski odpowiedział na oświadczenie Bartosiewicz, nazywając nieporozumienie "wątkiem ósmorzędnym". Publikując wpis na Twitterze poinformował artystkę, że fragmenty jej piosenki, które zostały wykorzystane w materiale zostaną usunięte. Nie omieszkał jednak pominąć wspomnianych przez artystkę "zaburzeń osobowościowych". Czytaj także: Ewa Minge dobitnie podsumowała śledztwo Stanowskiego. "Dziewczyna rozebrana na drobne" "Wprawdzie nie muszę tego robić, bo wszystko mam rozkminione, ale po pierwsze skoro Edyta Bartosiewicz tak bardzo nie chce, by jej piosenka była kojarzona z tematem zaburzeń psychicznych, to ja to szanuję, a po drugie nie chcę, by ten ważny temat był rozwadniany przez wątek absolutnie ósmorzędny (a widzę, że już niektórzy zaczęli działać w ten sposób), więc wyciszyliśmy niektóre fragmenty. Jak się plik przetworzy (co może potrwać 24 godziny), to będzie można delektować się kilkusekundową ciszą. Pozdrawiam i zachęcam do oglądania Bollywoodzkiego Zera tych, którzy jeszcze tego nie zrobili" – podsumował Stanowski.

Źródło: natemat.pl

Koncert Taylor Swift wywołał lekkie "trzęsienie ziemi". Sejsmolożka pokazała wykres


Koncerty Taylor Swift potrafią poruszyć nie tylko serca fanek wokalistki, ale i... Ziemię. Niedawne imprezy w Seattle były tak intensywne, że wywołały wstrząsy zarejestrowane przez sejsmologów. Przy okazji Swifties pobili poprzedni rekord zwany "Beast Quake" należący do kibiców drużyny futbolowej z tego miasta. Taylor Swift grała w Lumen Field w amerykańskim Seattle 22 i 23 lipca w ramach trasy "The Eras Tour". W czasie koncertów, Jackie Caplan-Auerbach, profesor geologii z Western Washington University, zauważyła na urządzeniach pomiarowych podwyższoną aktywność sejsmiczną w tamtych okolicach. Fanki Taylor Swift razem z idolką wywołały niewielkie trzęsienie ziemi. Dwie noce z rzędu Nie było to jednak niepowiązane, zwykłe trzęsienie ziemi, bo odczyty z obu nocy były praktycznie takie same. "Wzięłam dane z obu nocy koncertowych i szybko zauważyłam, że były to wyraźnie te same wzory sygnałów. Jeśli nałożę je na siebie, będą prawie identyczne" – mówiła Jackie Caplan-Auerbach w rozmowie z CNN. Pokazała też wykres z koncertu z 23 lipca (ten z 22 jest bliźniaczo podobny, co widać w artykule CNN). Okazało się, że koncerty wywołały aktywność sejsmiczną porównywalną do trzęsienia ziemi o magnitudzie 2,3 w skali Richtera (ukazuje ona ilość energii wyzwolonej w czasie wstrząsu). Rzecz jasna to małe wstrząsy w porównaniu z największymi zarejestrowanymi kataklizmami (trzęsienie ziemi w Chile z 1960 roku miało magnitudę 9,5), ale będąc w pobliżu Lumen Field, na pewno dało się wyczuć pod stopami, że drży ziemia. Jeśli zestawimy je z inną rekordową imprezą, to dostrzeżemy, że Swifties i ich idolka mają moc. Poprzedni taki "nienaturalny" rekord w Seattle należał do meczu futbolu amerykańskiego z 2011 roku, kiedy kibice wiwatowali po przyłożeniu Marshawna Lyncha dla Seattle Seahawks. Drużyna grała wtedy z New Orleans Saints. Teoretycznie magnituda "Beast Quake", jak określono to wyjątkowe wydarzenie (Marshawn Lynch ma przydomek "Beast Mode", czyli "Tryb Bestii", a "quake" to "trzęsienie" po angielsku - red.), była mniejsza o 0,3. Jednak skala Richtera jest logarytmiczna, nie liniowa, więc to robi sporą różnicę. "Trzęsienie ziemi było dwa razy silniejsze niż 'Beast Quake'" – przyznała sejsmolożka. Wpływ na to miała też jego długość, bo co innego krótka reakcja po przyłożeniu, a co innego kilku godzinny koncert. Zwraca jednak uwagę na to, że koncerty Taylor Swift mają system nagłaśniający, więc nie da się z całą pewnością określić, czy to tupanie fanów i głośniki, czy sam sprzęt wygenerował takie wstrząsy. Zwłaszcza że fani reagują różnie, a sygnały były podobne - tak jakby odpowiadały liście piosenek, która zwykle się powtarza na imprezach. Ziemia zatrzęsie się też w Polsce, bo Taylor Swift odwiedzi po raz pierwszy kraj w przyszłym roku. W ramach trasy The Eras Tour wystąpi na trzech koncertach pod rząd na stadionie PGE Narodowym - 1, 2 i 3 sierpnia 2024 roku. Supportem będzie zespół Paramore. Już przy okazji tegorocznego koncertu Harry'ego Stylesa publiczność była tak głośna, że aż zagłuszała główną gwiazdę. Swifties w Warszawie na pewno nie będą gorsze.

Źródło: natemat.pl

Madonna wyciągnęła wnioski po hospitalizacji. Wokalistka podzieliła się ważną refleksją


Madonna miesiąc temu została przewieziona w ciężkim stanie na OIOM. Do szpitala trafiła z podejrzeniem infekcji bakteryjnej. Stan zdrowia wokalistki zdecydowanie się poprawił, a ta coraz częściej zabiera głos w social mediach. Teraz postanowiła wspomnieć pobyt w szpitalu i podzieliła się pewną refleksją. "W sobotę, 24 czerwca, u Madonny rozwinęła się poważna infekcja bakteryjna, która doprowadziła do kilkudniowego pobytu na oddziale intensywnej terapii. Nadal jest pod opieką medyczną. Oczekujemy jej pełnego powrotu do zdrowia. W tej chwili będziemy musieli wstrzymać wszystkie zobowiązania, w tym trasę koncertową. Wkrótce podamy więcej szczegółów, w tym nową datę rozpoczęcia trasy i przełożonych koncertów" – poinformował menadżer amerykańskiej gwiazdy, Guy Oseary. Madonna zabrała głos po chorobie. Zdradziła, co pomogło jej wyzdrowieć Madonna po kilku dniach pobytu w szpitalu została wypisana i przewieziona do swojego domu. Teraz powoli staje na nogi, a nawet jest coraz bardziej aktywna w mediach społecznościowych. Miesiąc po traumatycznym wydarzeniu artystka postanowiła zabrać głos w tej sprawie. Opublikowała na Instagramie post, w którym podzieliła się ważną refleksją. "Miłość od rodziny i przyjaciół jest najlepszym lekarstwem. To moje refleksje miesiąc po wyjściu ze szpitala. Będąc matką, można naprawdę dać się wciągnąć w potrzeby swoich dzieci i w pozornie niekończące się dawanie. Ale kiedy moje możliwości się skończyły, dzieci pokazały, jakie są naprawdę. Pokazały twarze, których nigdy wcześniej nie widziałam" – rozpoczęła swój wpis wokalistka. Czytaj także: Madonna hejtowana za wygląd. Może i boi się zestarzeć, ale co nam do tego? Madonna na zdjęciu zapozowała z prezentem, który otrzymała od przyjaciół. Wspomniała, dlaczego doprowadził on ją do łez. "Tak samo, jak miłość i wsparcie moich przyjaciół. Powiększcie zdjęcie, które trzymam – polaroid zrobiony przez Andy'ego Warhola z Keith Haring w kurtce z namalowaną twarzą Michaela Jacksona. Idealny trójkąt blasku. Artysta, który dotknął tak wielu żyć, w tym mojego. Płakałam, kiedy otwierałam ten prezent, ponieważ zdałam sobie sprawę, jakie mam szczęście, że żyję. I jakie mam szczęście, że poznałam tych ludzi i tak wielu innych, którzy również odeszli. Dziękuję wszystkim moim aniołom, które mnie chroniły i pozwoliły zostać, abym mogła dokończyć moją pracę" – podsumowała. Przypomnijmy, że stan zdrowia artystki pogorszył się w trakcie przygotowań do najnowszej trasy koncertowej. Choć Madonna uważała się za niezwyciężoną, pomimo już dojrzałego wieku nie zamierzała zwolnić tempa, co w efekcie spowodowało, że wylądowała w szpitalu. Jak donoszą zagraniczne media, zaistniałej sytuacji można było uniknąć. Niestety doszło do niej, ponieważ Madonna ignorowała objawy infekcji bakteryjnej. Brytyjski dziennik "Daily Mail" postanowił zaczerpnąć opinii specjalisty, doktora Stuarta Fischera. Lekarz został zapytany o to, czy decyzja o tak szybkim opuszczeniu placówki nie była zbyt pochopna. Jego zdaniem objawy, które miała artystka, były objawami sepsy. "Prawdopodobnie zmagała się z sepsą. Przedwczesne wyjście ze szpitala może zagrozić jej życiu" - stwierdził w rozmowie z brytyjskim dziennikiem, kiedy zobaczył jej zdjęcia tuż przed pogorszeniem się jej stanu zdrowia. Lekarz zauważył u niej między innymi wychudzenie i wyraźne wyczerpanie.

Tagi: Madonna, Cher
Źródło: natemat.pl

reklama
Polecamy
reklama
Kontakt z nami