player+
Wiadomości z tagiem Varius Manx  RSS
Wypadek pod Miliczem odmienił jej życie. Monika Kuszyńska nigdy się nie poddała

14.01.2024 11:59

Monika Kuszyńska 14 stycznia kończy 44 lata. Wokalistka przez lata była związana z zespołem Varius Manx. W 2006 r. wraz z muzykami grupy miała poważny wypadek i od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim. Mimo traumatycznych wydarzeń nie tylko się nie poddała, ale także inspiruje innych do działania. Poznajcie historię artystki.

Źródło: plejada.pl

Anita Lipnicka: Zaczęłam się martwić o to, w jakiej Polsce przyjdzie żyć mojemu dziecku [WYWIAD]

17.12.2023 17:14

– Uświadomiłam sobie, że to, co brałam za pewnik – czyli wolność osobistą, wolność słowa, prawo do życia na swoich zasadach, bez względu na poglądy, wyznanie czy orientację seksualną – nie jest takie oczywiste, ani dane nam raz na zawsze. Zrozumiałam, że możemy to utracić. Pierwszy raz w swoim dorosłym życiu zaczęłam się martwić o wartości, które są dla mnie tak istotne i że może trzeba będzie o nie znowu zawalczyć – mówi w rozmowie z Kamilem Frątczakiem dla naTemat Anita Lipnicka, wokalistka, autorka tekstów. Słyszałem, że jesteś dość infantylną osobą, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A można być infantylną osobą w pozytywnym znaczeniu (śmiech)? Z pewnością drzemie we mnie dziecko. Mam młodzieńczą duszę. Zachowuję się czasem nieadekwatnie do swojego wieku, to może o to chodzi? Pewnie nawet moja córka  mogłaby na ten temat coś powiedzieć. Często mówi: "Boże Mamo, kiedy ty spoważniejesz?". Albo: "Kiedy przestaniesz mnie nazywać już tymi wszystkimi zwierzątkami”? Lubię używać zdrobnień w stosunku do ludzi, których kocham. I wygłupiać się, zachowywać frywolnie. Ale nie uważam, aby to w czymkolwiek mi przeszkadzało. Pielęgnuję w sobie tę cząstkę dziecięctwa.   Jaka dziś jest Anita Lipnicka? Dziś? Myślę, że jestem w bardzo fajnym punkcie swojego życia. Prywatnie mam wszystko poukładane. To po pierwsze. Po drugie, jeśli chodzi o życie artystyczne – ja już się z nikim nie muszę ścigać, nie startuję w żadnych zawodach. Mimo że jestem na scenie blisko 30 lat, mam oddaną publiczność, co pozwala mi na to, że po prostu żyję z muzyki i nigdy z niczego innego nie żyłam, nie musiałam chwytać się żadnych planów B. Tym bardziej, że zawód artysty nie jest łatwym zawodem. Jest usiany masą rozczarowań, frustracji i momentów zwątpienia. Jest wielu młodych artystów, którzy mają miliony odsłon na YouTubie, a ciężko jest im na przykład sprzedać koncert biletowany. Naprawdę cieszę się, że mi się to udaje, że mogę wciąż tworzyć nowe rzeczy. Przez 30 lat stale koncertuję, nagrywam kolejne albumy, nie odcinam kuponów od starych przebojów sprzed lat. Idę wciąż do przodu. Wspomniałaś o rozczarowaniach. Miałam wiele momentów słabszych i tych wspanialszych. Te lata nauczyły mnie, że po prostu ten zawód to sinusoida. Po pierwsze, nie da się utrzymać na szczycie non stop. Za każdym razem musisz pokazywać, że znowu tu jesteś, walczyć o swoje miejsce. Bywało takie chwile, kiedy nie miałam wielu osób na publiczności. Pamiętam to doskonale, przy drugiej płycie solowej tak było. Nie rozumiałam wtedy dlaczego. Potem pojęłam, że nie wszystko co robisz, musi się spotkać z entuzjazmem ze strony odbiorców. Czasem ludzie się od ciebie odwracają, a potem odkrywają cię na nowo. Nie wszystko jest zależne od nas i naszych starań. Chciałaś się wtedy wycofać? Nie! Miałam raczej myśl, żeby podjąć walkę, rozkminić, co się właściwie stało i dlaczego. Właśnie wtedy pierwszy raz sobie uświadomiłam, że to nie jest tak, że ja zrobię cokolwiek i ludzie za tym pójdą jak w dym. To mnie nauczyło pokory. Miałaś taki moment w swojej karierze, że ten osławiony showbiznes cię rozczarował, że inaczej sobie to wszystko wyobrażałaś? Myślę, że już na samym początku poczułam dysonans między swoją pozycją medialną, kim byłam w świadomości ludzi, a tym, jak to wyglądało w rzeczywistości z mojej strony. Te światy, chociaż się przenikały, były totalnie ze sobą niekompatybilne. Więc dosyć szybko miałam taki "reality check" (śmiech), czym ten showbiznes jest naprawdę: czy ja nim potrząsam, czy on trzęsie mną? Przypomnę, że byłam wtedy super sławną wokalistką, rozpoznawaną na każdym kroku. Nadal jesteś! Nie! Już teraz nie jest tak, że ludzie za mną biegną, obrzucając maskotkami! Kiedy zaczynałam w Varius Manx, byłam osobą tak popularną, że to mi totalnie ograniczyło wolność. Czułam się z niej odarta. Nie byłam w stanie w spokoju zjeść posiłku  w miejscu publicznym. Ale także moje relacje z otoczeniem, z rówieśnikami, były niejako spaczone z powodu mojej sławy. Nie czułam się z tym komfortowo, dlatego też sama to zastopowałam swoim nagłym odejściem z Varius Manx oraz z wytwórni fonograficznej. Po prostu nie miałam ochoty dalej tego ciągnąć. Tak naprawdę nie byłam przypadkiem odosobnionym. Podobne historie opowiadają inni artyści, którzy mieli okazję być częścią sceny muzycznej lat 90. i doświadczyli na własnej skórze tego drapieżnego oblicza showbiznesu. Co masz na myśli? Tak naprawdę ja i wiele moich koleżanek z pracy, Kasia Nosowska czy Kasia Kowalska, nie wiodłyśmy gwiazdorskiego życia, nie miałyśmy domów z basenami ani żadnych przywilejów, z jakimi zazwyczaj kojarzy się życie popularnych idoli. Polska scena artystyczna początków w lat 90. była bardzo biedna. To znaczy – to był idealny moment aby robić na muzyce interesy. Ale to nie artyści na tym zarabiali. Szczególnie w pokomunistycznej Polsce. Tak, zdecydowanie. Dlatego ten showbiznes wtedy mnie jakby na "dzień dobry" rozczarowywał. Bilans strat i zysków wypadał na moją niekorzyść. Natomiast teraz? Teraz mnie już nic nie rozczarowuje. Przyglądam się wszystkiemu trochę z boku, ze swojej niszy, w której funkcjonuję. Robię swoje i na swoich zasadach, nie oglądając się na mody, trendy i oczekiwania innych. Taki model bycia w showbiznesie mi odpowiada. Jednak jeśli chodzi o te momenty rezygnacji, o których zaczęliśmy rozmawiać, to nie ukrywam, miałam ich kilka. Bywało i tak, że mówiłam sobie: "Nie, ja już po prostu dalej nie dam rady". W takim momencie znajdowałam się na przykład, zanim podjęłam współpracę z Johnem (Porterem – przyp. red.). Byłam wtedy wypalona artystycznie,  zmęczona swoją popową karierą, wizerunkiem stworzonym przez media, który niejako mnie blokował przed zrobieniem czegoś nowego. Czułam się trochę jakbym wyrosła ze starej sukienki, którą wciąż mi wszyscy każą nosić. I wtedy spotkałam Johna, który podszedł do mnie bez uprzedzeń. Razem stworzyliśmy całkiem nową jakość, otworzyliśmy drzwi, których osobno nigdy byśmy nie znaleźli. Na 10 lat zawiesiłam działalność solową, nie wracałam do swoich piosenek, w ogóle ich nie grałam na żywo. Jakby ich nigdy nie było. Teraz wracasz do tych numerów?  Teraz mam fazę patrzenia z czułością na swoją dawną muzyczną przeszłość. Taki moment, kiedy ją wreszcie przytuliłam do serca. Jestem dzisiaj bardziej wdzięczna samej sobie z początków kariery za to, co wtedy zrobiłam, niż skłonna by to wypierać.  Wspomniałaś o odejściu z Varius Manx. To musiała być dla ciebie trudna decyzja… Dla mnie prosta. Trudniejsza do zaakceptowania dla zespołu i postronnych osób. Liczne grono fanów obraziło się na mnie, zrujnowałam wiele planów, nadziei na więcej. Ale dla mnie samej to było jak odruch bezwarunkowy, jedyne wyjście, jakie wtedy widziałam. Nawet nie miałam żadnego planu, co zrobię dalej. Po prostu tak bardzo chciałam skończyć to wszystko, co się działo wokół mnie. Nie tylko z uwagi na rozmijające się wizje muzyczne, które miałam z zespołem. Chciałam przede wszystkim przestać być marionetką w tym całym układzie. Chciałam ocalić swoją integralnosć po prostu. Co cię uratowało? To był wyjazd do Londynu, który nastąpił w momencie, jak odeszłam z zespołu. Wtedy pojawiła się możliwość współpracy z Wiktorem Kubiakiem, ówczesnym menedżerem Edyty Górniak. Ja się nie wahałam ani chwili, chciałam po prostu uciec jak najdalej i ten Londyn był dla mnie takim azylem, dał mi możliwość nowego początku. Wydaje mi się, że gdybym nie wyjechała do Anglii, nie nagrałabym solowej płyty w Polsce. Miałabym tu zbyt wielu doradców, zbyt wiele osób, chciałoby mi narzucić swoją wizję mnie. Zginęłabym w tym wszystkim. W Londynie odnalazłam siebie.  W jaki sposób? Na początku nie robiłam nic, po prostu nasycałam się tym miastem. Chodziłam do teatru, do kina, na koncerty, spotykałam się z rówieśnikami, których poznałam w szkole języka angielskiego, gdzie codziennie spędzałam kilka godzin. Wreszcie miałam okazję pobyć zwykłą dwudziestolatką, do tego w fantastycznym, barwnym miejscu. Miejscu różnych kultur! I nikt niczego ode mnie nie chciał.   Tam byłaś anonimowa. Tam byłam nikim i to mi się bardzo podobało. Londyn otworzył przed tobą możliwość współpracy z Johnem. Jak wspominasz ten czas? Londyn? Nie... Johna poznałam w Warszawie, dawno po tym, jak przestałam mieszkać w Londynie. To było po nagraniach mojej trzeciej solowej płyty, po której właśnie postanowiłam na moment wycofać się z życia muzycznego. Wtedy na mojej drodze pojawił się John. I to ja zabrałam go do Londynu, namawiając Wiktora Kubiaka, z którym już wtedy nie pracowałam, aby zainteresował się naszym materiałem. W sumie nagraliśmy wspólnie trzy wspaniałe płyty, przeżyliśmy naprawdę nieprawdopodobnie intensywną piękną przygodę i w życiu, i na scenie. Jestem wdzięczna losowi, że go spotkałam. Mamy piękną córkę, którą razem wychowujemy. To był dla mnie naprawdę czas bardzo rozwijający, bardzo twórczy.  Od Johna nauczyłam się, żeby robić swoje i się zupełnie nie oglądać na oczekiwania innych ludzi. Wyzwoliłam się z jakichś niewidzialnych więzów, od tamtej pory nagrywam, co mi w duszy gra i wierzę, że w tym jest jedyny sens. Kiedy miałem okazję rozmawiać z Johnem, bardzo ciepło wypowiadał się na twój temat. Jakie macie obecnie relacje? Bardzo dobre. Często jesteśmy pierwszymi recenzentami swoich "demówek". Jesteśmy w stałym kontakcie. Na pewno się przyjaźnimy i jesteśmy dla siebie nadal bardzo dużym wsparciem. Zgadzasz się z tym, że jesteś artystką, która pojawia się i znika?  Ja nie wiem, gdzie ja tak znikam (śmiech). Najzabawniejsze jest to, że zawsze, kiedy wydaję nową płytę, czytam nagłówki: "Wielki powrót Anity Lipnickiej". A ja się zastanawiam: "Hello? Przecież ja nigdzie nie wyjechałam?" (śmiech).    Ale to chyba dobrze, że wszyscy tak oczekują tych twoich "powrotów". Może to są tylko takie slogany dziennikarskie, wiesz. Ja nie zniknęłam, żyję bardzo intensywnie, dużo koncertuję. Fakt, że między wydaniem kolejnych płyt mija jakiś czas. Ale ja tego czasu potrzebuję, by stworzyć coś nowego. Poza tym, jestem tylko człowiekiem. Bywa, że życie wchodzi w drogę moim planom zawodowym i mnie zatrzymuje. Nie ukrywam, że chciałabym czasami po prostu zniknąć, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Dlatego tak marzę o mojej emeryturze jako czasie, kiedy sobie odpocznę (śmiech). Przeczytałem, że album "Śnienie" tworzył się "niespiesznie". Tak, to prawda. Co nie oznacza, że nie w trudach, bo było dużo momentów zawahania. Ta płyta rodziła się kilka lat, na przestrzeni bardzo dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, bo pierwsze piosenki zaczynałam pisać w pandemii, to był proces bardzo samotniczy. Potem otworzyłam się na współpracę z innymi, ale praca w takiej konfiguracji też ma swoje "flow". Czasami bywało tak, że spędzałam z kimś kolejny dzień, próbując coś stworzyć, i nic się nie działo, nie mogliśmy ruszyć do przodu. A potem nagle przychodzi znienacka taki moment i powstaje jedna piosenka w jedno popołudnie. To są sprawy niepojęte (śmiech)! Najbardziej zapadła mi w pamięci piosenka "Amsterdam". Wyczułem w tobie trochę "rockandrollowego brudu". Masz duszę buntowniczki? To był celowy zabieg, świadome nawiązanie do takiego właśnie garażowego, gitarowego grania lat 90. Żeby gdzieś tam obudzić tę sentymentalną strunę w człowieku, takie mrugnięcie okiem do ludzi z mojego pokolenia. To jest trochę łobuzerska piosenka, jeśli chodzi o klimat muzyczny i taka wersja mnie też istnieje. Czy jestem buntowniczką? Chyba tak, bo nie płynę z prądem. Raczej lubię zachodzić w mniej uczęszczane uliczki. Zresztą nawet, jak jadę gdzieś jako turystka, to uwielbiam się gubić. Nie lubię podążać za przewodnikiem i odwiedzać wszystkich miejsc, które należałoby "zaliczyć". Raczej poszukuję tych mniej oczywistych. Szukam tego, co jeszcze nie odkryte. Oprócz tego jesteś totalnym wrażliwcem. Miałaś tak od zawsze? Wiesz, myślę, że z tym się człowiek rodzi, albo nie. Ja tak mam odkąd tylko pamiętam. Jakbyś miała podsumować, co lub kto miał największy wpływ na to, gdzie teraz się znajdujesz – co byś powiedziała? Nie powiedziałabym, że to jest jedna postać ani jedno miejsce. To zbiór wydarzeń, także ludzi, których napotkałam po drodze. To dzięki tym spotkaniom jestem dzisiaj tą osobą, którą jestem.  Nikt nie przyczynił się do tego, jaka jesteś w sposób szczególny? Naprawdę bardzo dużo postaci się przewinęło. Myślę, że począwszy od mojego taty, z którym byłam bardzo związana emocjonalnie, który nie żyje od wielu lat. Myślę, że to właśnie po nim odziedziczyłam tę wrażliwość. Mój tata był zawsze trochę oderwany od rzeczywistości. Mama się z nim kłóciła, że niczego nie ogarnia (śmiech). Mama była bardziej taka mocno stąpająca po ziemi, konkretna, zdeterminowana w działaniu. Tata trochę się minął z powołaniem chyba. Najbardziej nadawałby się na przyrodnika, mógł być dobrym leśniczym, a został elektrykiem.  Pamiętam te chwile, kiedy spędzałam z nim dosłownie całe dnie gdzieś w przyrodzie i one były naznaczone komfortowym milczeniem. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele podczas naszych wypraw, ale to było piękne. Dzielenie ze sobą tych chwil ciszy, kiedy nie można było gadać, aby ryb albo ptaków nie płoszyć, były czymś magicznym. Uwielbiałam z nim dzielić właśnie te momenty. Czyli miałaś cudowne dzieciństwo. Bardzo zwykłe. Ja jestem dzieckiem komuny. Większość swojego dzieciństwa spędziłam w dwóch pokojach w bloku z wielkiej płyty z moim 3 lata starszym bratem i rodzicami, którzy pracowali na dwa etaty. Nie mam żadnych tradycji muzycznych ani intelektualnych w rodzinie. Moi przodkowie, jakkolwiek bym wstecz nie grzebała, to są po prostu zwykli ludzie, którzy przeżywali swoje życie w sposób bardzo prozaiczny i dorabiali się wszystkiego pracą swoich rąk. Było ciężko?  Nie aż tak. Dobrze wspominam swoje dzieciństwo. W komunie wszyscy mieli podobnie. Wiesz, jak się wchodziło do moich znajomych, to oni mieli dokładnie taką samą meblościankę i rozkładany tapczan. Co więcej, mieli ten sam układ pokoi, bo to były zazwyczaj dwa pokoje z kuchnią, mieszkali w podobnych warunkach. Wszystko było tak zunifikowane, że nikt nie czuł się gorszym i lepszym. Rzeczywistość była przez to prostsza, bardziej przewidywalna. Dobrobyt i obfitość, jak wiemy potrafi być także przekleństwem. Ja nie cierpiałam z powodu bycia dzieckiem komuny. Mówiąc o komunie nasunęło mi się kolejne pytanie: jesteś patriotką?  Wiesz co? Tak! I zaskoczyło mnie to, że nią jestem. Kiedyś wydawało mi się, że mam w nosie, skąd pochodzę i że mi na tym nie zależy. Miałam takie myśli, że bez mrugnięcia okiem bym mogła ten kraj zostawić, wyjechać i zamieszkać gdzieś indziej. O dziwo to trudne czasy sprawiły, że poczułam, że jestem patriotką, bo jednak zależy mi na losach tego kraju. Co masz na myśli przez trudne czasy?  Trudne czasy to zdecydowanie były ostatnie lata. Nie w sensie warunków bytu. W całkiem innym wymiarze. Jak już wspomniałam, jestem dzieckiem komuny, więc pamiętam doskonale, jak Polska zmieniała się na lepsze. Pamiętam, jak w latach 90. sama, jako bardzo młoda obywatelka zaczęłam odczuwać coraz większą dumę z tego, że tu jestem, że jednak jesteśmy częścią Europy, że ten świat się otwiera na nas i nasza pozycja w nim się umacnia.  Pamiętam, jak się cieszyłam z przemian politycznych w naszym kraju. Niestety od kilku lat to, co się działo, sprawiło, że zaczęłam się po prostu martwić o to, w jakiej Polsce przyjdzie żyć mojemu dziecku i co nas dalej czeka. Uświadomiłam sobie, że to, co brałam za pewnik – czyli wolność osobistą, wolność słowa, prawo do życia na swoich zasadach, bez względu na poglądy, wyznanie czy orientację seksualną – nie jest takie oczywiste, ani dane nam raz na zawsze. Zrozumiałam, że możemy to utracić. Pierwszy raz w swoim dorosłym życiu zaczęłam się martwić o wartości, które są dla mnie tak istotne i że może trzeba będzie o nie znowu zawalczyć. I zawalczyliśmy 15 października.  Zdecydowanie. Każdy jak umiał, tak poszedł walczyć. Jestem daleka od myślenia, że teraz będzie super, ale troszeczkę odetchnęłam z ulgą. Może przyjdą zmiany na lepsze. Zobaczymy, co się wydarzy. Na razie to daliśmy tylko kredyt zaufania pewnej grupie polityków. Mówię tutaj o całej opozycji, na którą większość Polaków zagłosowała. Zobaczymy, co oni z tym dalej zrobią.  Jakiej zmiany w naszym kraju oczekujesz najbardziej? Obserwuję to, co się dzieje w polskich szkołach. Jako matka chciałabym, żeby wyprostować placówki edukacji, żeby ten system był bardziej przyjazny współczesnemu człowiekowi, praktyczny i skuteczny. Edukacja, służba zdrowia, to, co wszyscy powtarzają. Niestety tak naprawdę, zmiany w tych obszarach szły tylko w jeszcze gorszym kierunku w ostatnich latach. Moja córka chodzi do publicznego liceum i chciałabym, żeby tam naprawdę byli ludzie z powołania, prawdziwi pasjonaci i przewodnicy. Wiesz, tacy nauczyciele, którym się chce, bo są dobrze zmotywowani, przez to pełni entuzjazmu. No i chciałabym aby media publiczne wróciły do normalności, odzyskały wiarygodność, były apolityczne i jednak pełniły rolę misyjną, edukacyjną, w kontekście emitowanych treści. A co z Polakami? Marzy mi się żyć w kraju tolerancyjnym, otwartym na dialog i inność. Cudowne jest to, że różnimy się od siebie, mamy inne poglądy, wierzymy w rożnych bogów, śpimy z kim tam się komu podoba. Czerpmy z tego, co najlepsze. Właśnie z tej różnorodności, a nie dążmy do unifikacji, w której już raz byliśmy, mieszkając w tych samych blokach, mieszkaniach z identycznie umeblowanymi dwoma pokojami. Gdybyś miała spojrzeć na siebie z boku: ciężko jest być Anitą Lipnicką?  Ciekawe pytanie… Czy ciężko? Myślę, że w ogóle jest ciężko być kimkolwiek. Życie jest trudne. Każdego z nas w sumie spotykają podobne rzeczy, doświadczenia, straty, przeciwności losu, z którymi musimy sobie radzić. Ludzka egzystencja to pasmo wzlotów i upadków, bez względu na status, zasób portfela czy pozycję społeczną. Patrząc przez pryzmat czasu żałujesz czegoś?  Niczego. Niczego nie żałuję, ani w życiu prywatnym, ani w życiu zawodowym. Niczego bym nie zmieniła. Kocham tę podróż i jestem wdzięczna za każdy odcinek przebytej drogi.

Unikatowe pamiątki z lat 90. trafiły na aukcję internetową. Andrzej Piaseczny: karton z trofeami się zagubił

12.12.2023 11:59

Złote i platynowe płyty Kayah, Andrzeja Piasecznego czy zespołu Varius Manx trafiły na aukcję internetową. To egzemplarze wręczone w latach 90. nieistniejącej już wytwórni płytowej Zic-Zac. — Karton z trofeami się zagubił albo może w korytarzach nie ma już miejsca dla dinozaurów — komentuje w rozmowie z Plejadą Andrzej Piaseczny. — Cena jest bardzo przystępna i każdy fan Kayah mógłby sobie taką płytę kupić — dodaje Jarosław Wasik, dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki.

Źródło: plejada.pl

Kasia Stankiewicz ujawnia, co dzieje się z Robertem Jansonem. Od dawna nie pojawia się na scenie

28.08.2023 14:56


Kasia Stankiewicz (46 l.) goszcząc w studiu „Dzień Dobry TVN” z perkusistą Varius Manx, Sławomirem Romanowskim, ujawniła, gdzie podziewa się założyciel Varius Manx i kompozytor jego największych hitów. Janson od dawna nie towarzyszy zespołowi na scenie.

Źródło: www.pomponik.pl

Kasia Stankiewicz powiedziała, co dzieje się Robertem Jansonem. "Nadal ciężko o tym rozmawiać"

28.08.2023 11:59

Kasia Stankiewicz pojawiła się w studiu "Dzień dobry TVN" wraz z perkusistą Sławomirem Romanowskim, by promować trasę koncertową, w którą wyrusza zespół Varius Manx. W pewnym momencie rozmowa zeszła na Roberta Jansona, który od dawna nie pojawia się na koncertach macierzystej grupy.

Źródło: plejada.pl

Festiwal w Sopocie ma już ponad 60 lat. Ma burzliwą historię – miał być nawet... polską Eurowizją

22.08.2023 14:15

Historia Festiwalu w Sopocie, dziś znanego jako Top of the Top Sopot Festival, sięga lat 60. XX wieku, kiedy to powstał jako odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie na wydarzenia kulturalne i muzyczne w Polsce. Miał kilka przerw, wędrował od stacji do stacji i przeszedł sporą metamorfozę (przez chwilę miał być polską odpowiedzią na... Konkurs Eurowizji), ale wciąż jest jednym z najważniejszych wydarzeń muzycznych nad Wisłą, chociaż – podobnie jak Festiwal w Opolu – nieco stracił już na swojej dawnej świetności. Bursztynowy Słowik śpiewa jednak nadal. Za nami pierwszy dzień Sopot Festival, czyli Top of the Top Sopot Festival. 21 sierpnia na scenie w Operze Leśnej pojawiły się znane muzyczne gwiazdy, m.in. Michał Szpak, Margaret, Natalia Przybysz, Kombii oraz T. Love, ale to dopiero początek. Festiwal w Sopocie potrwa aż cztery dni (do 24 sierpnia), a w Operze Leśnej zobaczymy jeszcze kilkudziesięciu wykonawców, m.in. Ewę Farnę, Kayah, Agnieszkę Chylińską, Nosowską, Ralpha Kamińskiego, Mery Spolsky, Natalę Szroeder, Mroza, Korteza, Andrzeja Piasecznego czy Alicję Majewską. Konkurs o Bursztynowego Słowika, czyli najważniejszą nagrodę Festiwalu w Sopocie, odbędzie się już we wtorek. W szranki stanie siedmioro wykonawców: Effy, Daria ze Śląska, Aden Foyer, Bovska, Kwiat Jabłoni, Paula Roma i Rubens. Historia Festiwalu w Sopocie liczy już ponad 60 lat Mimo że dziś muzyczna impreza w Sopocie nosi nazwę Top of the Top Sopot Festival i organizuje ją TVN, to jest to wciąż to samo wydarzenie, które w latach 60. zaczęła organizować Telewizja Polska. Warto pamiętać, że podczas gdy teoretycznie festiwal ma 62 lata, to biorąc pod uwagę aż trzy przerwy od 1961 roku, był organizowany "tylko" 53 razy. Jak nadmorski festiwal znalazł się w rękach konkurencyjnej stacji, czym był Międzynarodowy Festiwal Interwizji i co z festiwalem ma wspólnego Stocznia Gdańska? W skrócie przypominamy historię Festiwalu w Sopocie. Lata 60. Festiwal w Sopocie miał swój początek w 1961 roku, gdy władze Polski postanowiły zorganizować wydarzenie mające promować kulturę, muzykę i sztukę. Pomysłodawcą Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Sopot, bo tak nazywała się początkowa muzyczna impreza, był sam Władysław Szpilman, wybitny polski pianista i kompozytor, którego historia przetrwania w czasie Holokaustu została opisana w książce "Pianista" oraz zekranizowana w filmie Romana Polańskiego o tym samym tytule. Co ciekawe, przez trzy pierwsze lata festiwal – którego celem było ukazanie różnorodności polskiej muzyki oraz zapewnienie platformy dla młodych talentów z Polski i zagranicy – odbywał się nie w Sopocie, a w Gdańsku: w Stoczni Gdańskiej. Powód? Brak dachu w istniejącej od 1909 roku Operze Leśnej i związany z nim lęk przed deszczem. W 1964 roku Festiwal odbył się już w Operze, gdzie pozostał do dziś. Pierwsze edycje prowadzili słynny konferansjer Lucjan Kydryński, a także Irena Dziedzic, Zofia Słaboszewska oraz aktorzy Mieczysław Voit i Elżbieta Czyżewska. Wszystkie było organizowane i emitowane przez TVP, a od początku celem było zapraszanie międzynarodowych gwiazd piosenki, nawet tych zza Żelaznej Kurtyny. Pierwszy konkurs wygrał więc Jo Roland ze Szwajcarii z utworem "Nous deux", drugi Jeanne Yovanna z ówczesnego Królestwa Grecji z "Ti Krima". Do końca lat 60. festiwal wygrywali również artyści z ZSRR, Francji, Kanady, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii i Polski (Dana Lerska z "Po prostu jestem" w 1967 roku i Urszula Sipińska z utworem "Po ten kwiat czerwony" rok później). Lata 70. Przez lata festiwal stawał się coraz popularniejszy i ewoluował, dodawano nowe kategorie konkursowe, takie jak piosenka aktorska czy piosenka turystyczna. Promowano kolejne polskie gwiazdy (Andrzej Dąbrowski, Zdzisława Sośnicka, Czesław Niemen) i zapraszano artystów ze świata. W miarę jak polska scena muzyczna stawała się bardziej otwarta na wpływy zagraniczne, organizatorzy festiwalu postanowili stworzyć Międzynarodowy Festiwal Interwizji, czyli polską odpowiedź na Konkurs Piosenki Eurowizji. TVP postanowiła zrobić festiwal, który stanowił okazję do wymiany kulturowej i artystycznej między różnymi krajami, niemal ze światowym rozmachem. Podczas festiwalu, który w nowej formie zadebiutował w 1977 roku, prezentowane były utwory w różnych językach, a artyści mieli okazję zaprezentować swoje umiejętności na międzynarodowej scenie w trzech konkursach. Międzynarodowy Festiwal Interwizji w Sopocie przyciągał uwagę widzów z różnych miejsc na świecie, a zwycięzcy i wybitni artyści zdobywali uznanie nie tylko w kraju, ale również za granicą. Łącznie odbyły się cztery edycje Festiwalu Interwizji (do 1980 roku) i to właśnie wtedy sopocka impreza przeżywała lata największej świetności. Największe kontrowersje wzbudził festiwal w 1979 roku, gdy na scenie wystąpił bijący wówczas rekordy popularności zachodnioniemiecki zespół Boney M. z zakazanym w Polsce (i w krajach ZSRR) hitem "Rasputin". TVP wówczas wyemitowała konkurs dzień później i wycięła występ Niemców. W tym samym roku festiwal wygrał Czesław Niemen z "Nim przyjdzie wiosna" ex aequo z Bessy z Grecji z "Ke ti den tadina". Lata 80-90. W latach 1981-1983 festiwal się nie odbył ze względu na trudną sytuację w kraju. Powrócił jednak w 1984 roku już nie jako Międzynarodowy Festiwal Interwizji, ale znowu jako Międzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot, co było nad Wisłą prawdziwym wydarzeniem. To wtedy po raz pierwszy zaprezentowano też Bursztynowego Słowika, który jest główną nagrodą festiwalu aż do dzisiaj. Nazwa nawiązuje do położenia miasta Sopot nad Bałtykiem, gdzie bursztyn jest często znaleziony na plażach. Słowik natomiast jest symbolem muzyki i śpiewu. Wciąż zapraszano gości z zagranicy, chociaż w nieco ograniczonej skali, a w latach 80. pojawiły się również kontrowersje związane z cenzurą i ograniczeniem swobody artystów. W 1988 roku festiwal świętował 25-lecie, dlatego zorganizowano go pod hasłem "Srebrny Jubileusz" i prowadziły go dwa pokolenia prezenterów: Krystyna Loska i jej córka Grażyna Torbicka oraz Lucjan Kydryński i jego syn Marcin Kydryński. W 1989 roku festiwal przeszedł w prywatne ręce z powodu problemów finansowych: prezydentem został Wojciech Korzeniewski z Biura Usług Promocyjnych UP w Sopocie, który wraz ze sponsorami organizował sopocką imprezę do 1993 roku. Była to wówczas pierwsze z sukcesem sprywatyzowane wydarzenie na tę skalę w całej Europie Wschodniej. W latach 80. i 90. Festiwal w Sopocie wygrali m.in. Mieczysław Szcześniak, Edyta Bartosiewicz, Maanam, Varius Manx, Kasia Kowalska czy Małgorzata Ostrowska. W 1996 roku nagrody nie przyznano w ogóle, co powtórzy się jeszcze w 2004, 2015 i 2017 roku. Z kolei w 1999 roku w Operze Leśnej wystąpili sami... Whitney Houston i Lionel Richie. Lata 2000-2020. Festiwal trwał nieprzerwanie od 1984 roku: odnowił się, wprowadzono nowe kategorie konkursowe i zaczęto promować różnorodne gatunki muzyczne, nie tylko tradycyjną piosenkę. W 2004 roku TVP, które w latach 60. zapoczątkowała całe wydarzenie, straciła prawo do organizacji festiwalu. W 2005 imprezę przejęło TVN, które chciało przywrócić Festiwalowi w Opolu międzynarodowy charakter i nazwało go Sopot Festival. Do 2009 roku, kiedy stacja po zakończeniu umowy zrezygnowała z prowadzenia festiwalu, Bursztynowego Słowika otrzymali: Andrzej Piaseczny z "W głębi duszy", Mattafix z Wielkiej Brytanii z hitem "Big City Life", Feel z "A gdy jest już ciemno", Oh Laura ze Szwecji z "Release Me" oraz Australijka Gabriella Cilmi ze "Sweet About Me". W latach 2010-2011 festiwal znowu się nie odbył, a tym razem przyczyną był remont Opery Leśnej. W 2012 imprezę na trzy lata przejął Polsat pod nazwą Top of the Top Sopot Festival, a w 2014 roku – Polsat Sopot Festival. Wtedy Słowiki pofrunęły w ręce Eric Saade'a ze Szwecji, Francuzki Imany oraz Ewy Farnej. W 2015 stacja zrezygnowała, a władze miasta zorganizowały wówczas jednodniowy własny festiwal Muzyczne lato w Sopocie, które nigdzie nie było emitowane. Rok później festiwal znowu się nie odbył, bo żadna stacja nie podjęła się organizacji. Mimo że spekulowano już o definitywnym końcu słynnej imprezy, los na szczęście się odwrócił. Od 2017 roku do dzisiaj W 2017 festiwal znowu przejął TVN i przywrócił nazwę Top of the Top Sopot Festival. Od tego momentu impreza odbywa się regularnie, a Bursztynowe Słowiki, które wciąż są wyrazem wielkiego uznania dla artysty, kolejno wygrywali: Mihail z Rosji z "Who You Are", Frans z "If I Were Sorry" ze Szwecji, Dawid Kwiatkowski z "Bez Ciebie" i Michał Szpak z "24 na 7". W tym roku laureata poznamy 22 sierpnia. Mimo burzliwej historii i licznych przerw Festiwal w Sopocie wciąż kontynuuje swoją tradycję. Organizatorzy starają się dostosowywać do zmieniających się trendów muzycznych i artystycznych, a poza konkursami i koncertami festiwal angażuje się również w działania charytatywne i społeczne, wspierając różne inicjatywy. Do dziś jest jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce, chociaż lata największego prestiżu ma już nieco za sobą.

Kuszyńska i Rurak-Sokal rozstali się w tajemniczych okolicznościach. Kilka miesięcy później doszło do tragedii

22.07.2023 12:48


Paweł Rurak-Sokal (60 l.) i Monika Kuszyńska (53 l.) to osoby związane z polską branżą muzyczną. On był założycielem zespołu Blue Cafe. Z kolei ona śpiewała w Varius Manx. Mało kto wie, że tworzyli kiedyś kochającą się parę. Jak i kiedy się poznali i dlaczego ich płomienny związek nie przetrwał?

Źródło: www.pomponik.pl

Anita Lipnicka ma dziś urodziny i chwali się nową piosenką. Internauci ocenili jej powrót

13.06.2023 16:58

Anita Lipnicka kończy właśnie 48 lat i przy tej okazji do sieci wypuściła swoją nową piosenkę pt. "Amsterdam". Kompozycja pochodzi z albumu "Śnienie", który trafi do sprzedaży pod koniec roku. Pod utworem na YouTube można znaleźć już pierwsze reakcje słuchaczy. Czy warto czekać na całą płytę? 13 czerwca Anita Lipnicka kończy 48 lat Artystka udostępniła w sieci swoją nową piosenkę "Amsterdam" Singiel promuje płytę "Śnienie", która swoją premierę będzie mieć w październiku 2023 roku Fani piosenkarki podzielili się swoimi wrażeniami po odsłuchaniu utworu Nie brakuje opinii, że "Amsterdamem" Anita wraca do lat 90. "Amsterdam" to piosenka promująca nową płytę "Śnienie" Lipnickiej, której premierę zaplanowano na październik 2023 roku. Utwór został skomponowany we współpracy z Olkiem Świerkotem. "To opowieść o tęsknocie za młodością, momentem kiedy wszystkie drzwi były jeszcze przed nami otwarte, a każda karta niezapisana, zupełnie czysta… To piosenka o spontanicznym zrywie szaleństwa. O pragnieniu zapomnienia. O wolności, mimo wszystko. O byciu razem i dzieleniu wspólnych wspomnień" – powiedziała Anita Lipnicka o piosence "Amsterdam" w rozmowie z Polskim Radiem Lublin. Pod udostępnionym utworem na YouTube można już poznać pierwsze reakcje fanów. Te są bardzo przychylne. "Pani Anito, to jest o mnie, o Pani, o naszym pokoleniu, któremu dzisiejsze pokolenie może tylko pozazdrościć czasów, w których dorastaliśmy. Mimo że były ciężkie, byliśmy szczęśliwi i mieliśmy marzenia" – czytamy kolejny wpis. "Anita zawsze na propsie. Gdy słucham Twoich utworów, wracam do lat 90tych. Ciężkich, ale tak bardzo wyjątkowych" – podsumowuje inny ze słuchaczy. KRĘTE ŚCIEŻKI KARIERY Anita Lipnicka urodziła się 13 czerwca 1975 roku w Piotrkowie Trybunalskim. Chodziła do szkoły sportowej, gdzie należała do drużyny piłki ręcznej. "Jestem za wysoka i za wiotka do tego sportu, więc strzelałam bardzo dziwne bramki – fatalnie to wyglądało, ale byłam całkiem skuteczna" – wspominała w wywiadzie dla magazynu "Playboy" w 2008 roku. Dzięki swojej szczupłej budowie ciała i wzrostowi jako nastolatka zaangażowała się w modeling, ale ostatecznie to środowisko i sposób pracy nie przypadły jej do gustu. Na polskiej scenie jest obecna od 1994 roku, gdy dołączyła do zespołu Varius Manx. Nagrali wspólnie dwie płyty "Emu" i "Elf", które spotkały się z ogromnym sukcesem. Fani mogli wtedy poznać takie przeboje, jak "Zanim zrozumiesz" i "Piosenka księżycowa", czy "Zamigotał świat" oraz "Zabij mnie". Wtedy właśnie – u szczytu sławy Varius Manx – Lipnicka postanowiła odejść z zespołu i skoncentrować się na swojej karierze solowej. W 1996 roku wydała swoją pierwszą płytę "Wszystko się może zdarzyć", a fani pokochali piosenkę o tym samym tytule, promującą krążek. Od tamtej pory artystka nagrała jeszcze 13 płyt, z czego pięć ze swoim ówczesnym partnerem Johnem Porterem. W 2012 roku zdiagnozowano u niej chorobę nowotworową, na szczęście nowotwór nie był złośliwy.

Źródło: natemat.pl

Doda pokazała nagranie sprzed 20 lat. Niebawem znów zaśpiewa "Polską Madonnę"

31.05.2023 11:17

Wielkie wydarzenie muzyczne w 34. rocznicę pierwszych wolnych wyborów będzie transmitowane przez Polsat już w piątek 2 czerwca od godz. 20. Na Placu Zebrań Ludowych w Gdańsku odbędzie się widowisko pt. "Pokolenia Wolności. Koncert z okazji rocznicy I wolnych wyborów". Doda wyjawiła, jaką pieśń wykona. Pokazała, jak śpiewała ją ponad dwie dekady temu. Doda i nagranie sprzed 20 lat. Niebawem znów zaśpiewa "Polską Madonnę" Doda na InstaStory pochwaliła się, na jaki repertuar zdecydowała się na tę okazję. Wykona utwór "Polska Madonna" - to pieśń Maryli Rodowicz. Wokalistka przypomniała, że na początku swojej kariery, jeszcze jako nastolatka miała okazję go śpiewać. – Miała 15 lat – podkreśliła w relacji na InstaStory. Zamieściła także link do filmiku na YouTubie z owego występu. To nagranie sprzed 20 lat. Rabczewska stwierdziła, że to nagranie jest idealnym dowodem na to, że naturalnie unosi jedną brew do góry. Dużo ludzi zarzucało artystce, że jest to spowodowane nieumiejętnie wstrzykniętym botoksem, albo nieudanymi zabiegami medycyny estetycznej. Polsat: koncert "Pokolenia wolności" w piątek 2 czerwca 2 czerwca w Gdańsku zagrają ikony polskiej sceny muzycznej z lat 80., m.in. Big Cyc, Dżem czy Lombard, ale też artyści młodego pokolenia, m.in. Natalia Szroeder czy Mateusz Ziółko. Na scenie nie zabraknie również takich gwiazd, jak: Doda, Kayah, Michał Szpak, Piotr Cugowski, Kamil Bednarek czy zespół LemON. Motywem przewodnim koncertu Polsatu, który zainauguruje trzydniowe obchody Święta Wolności i Praw Obywatelskich w Gdańsku, jest wolność. W repertuarze kultowe piosenki czasu transformacji - lat 80. i 90. - w nowych wykonaniach. Wiele z tych utworów, jak "Po co wolność", "Chcemy być sobą", "Nie pytaj o Polskę", "Dorosłe dzieci" czy "Przeżyj to sam", zyskało miano hymnów swojego pokolenia. Dobór artystów i utworów jest nieprzypadkowy. "Arahja" Kultu w wykonaniu Michała Szpaka, Tribbs i "Pokolenie" zespołu Kombii oraz Daria Marx i "Modlitwa o wschodzie słońca" Jacka Kaczmarskiego. Nie zabraknie także przebojów w oryginalnej interpretacji ich twórców: "W domach z betonu" Martyny Jakubowicz, "Orła Cień" Varius Manx i Kasi Stankiewicz, "Ważne" Mezo i Kasi Wilk czy "Chory na Polskę" zespołu Dr Misio. Dariusz Pachut chce dokonać niecodziennego wyczynu. Co na to Doda? 1 czerwca Dariusz Pachut wyrusza z Krakowa na wyprawę. Ukochany artystki należy do grupy Oshee Slide Challenge i jest głównym organizatorem przedsięwzięcia. Co będą robić? Zdobywać Korony Wodospadów. Mają plan zdobyć i zjechać na linach z 10 najwyższych wodospadów na świecie. Warto dodać, że nikt wcześniej tego nie dokonał. Korona wodospadów Ziemi: 1. Tugela (RPA, 983 m) - zdobyty 2. Salto Angel (Wenezuela, 979 m) - zdobyty 3. Cataratas las Tres Hermanas (Peru, 914 m) 4. Olo’upena (USA, 900 m) 5. Catarata Yumbilla (Peru, 896 m) 6. Skorga (Norwegia, 875 m) - zdobyty 7. Vinnufossen (Norwegia, 860 m) 8. Balaifossen (Norwegia, 850 m) 9. Mattenbachfall (Szwajcaria, 840 m) 10. Pu'uka'oku (USA, 840 m) Jednym z członków drużyny jest Dimitri Wika, kolega Pachuta. Panowie mają za sobą ekstremalne doświadczenia. – Nie chcę mówić, że Dimitri uratował mi wtedy życie, ale na pewno wyciągnął mnie z dużych tarapatów. Podczas spływu w kanionie rzeki Moraca wraz z moim innym kumplem wbiliśmy się w tzw. X. To są takie miejsca na wodzie, z których trzeba jak najszybciej się wycofywać, bo dalsze płynięcie grozi dużym niebezpieczeństwem. I Dimitri nam wtedy pomógł. Wyjście z kanionu przy jego pomocy zajęło nam siedem godzin, więc nie była to wcale łatwa sytuacja. Choć na pewno nas do siebie bardzo zbliżyła – mówił chłopak Dody w rozmowie ze "sport.pl". – Mamy nadzieję, że do 10 czerwca uda nam się zdobyć pierwszy wodospad. Później czeka nas drugi - Las Tres Hermanas - który jest trudniejszy logistycznie, bo z tego, co wiemy, jest to główny wodopój tygrysów bengalskich, więc mogą tam na nas czekać dzikie koty. Do tego składa się on z trzech kaskad. Do tej pory te wodospady, które zdobyliśmy, też były kaskadowe, ale to była kwestia kilku, może kilkunastu metrów. Na Las Tres Hermanas jest inaczej, bo między tymi kaskadami trzeba jeszcze pokonać dżunglę, czyli czeka nas zjazd, przebijanie się przez dżunglę i później znowu zjazd, znowu dżungla i jeszcze raz to samo – powiedział Pachut. Podczas konferencji prasowej ws. tegorocznego Festiwalu w Opolu Doda udzieliła wywiadu, w którym zwierzyła się, że jest pełna obaw przed najbliższą wyprawą partnera. – Dziś przyszłam tutaj niezbyt szczęśliwa. Jest mi tak smutno. Mój partner jest ze środowiska wspinaczkowego i ja też żyję tym, co się w tym środowisku dzieje i jego smutkami. Okazało się, że mąż Justyny Kowalczyk zmarł tragicznie w Szwajcarii. A mój chłopak z kolei 1 czerwca wylatuje w bardzo niebezpieczną podróż. Będzie zdobywał najwyższe wodospady świata, których Polacy jeszcze nie zdobyli – mówiła dla "Faktu". – To jest koszmar dla mnie. W tej sytuacji nie powiem, żeby mi to dodawało otuchy czy żebym się z tego cieszyła. Szczerze mówiąc, jestem przerażona. Kiedy ja będę występowała w Opolu, on będzie zdobywał jeden z wodospadów w Peru – kontynuowała. Choć mocno ją to trapi, to zapewniła, że także profesjonalnie podchodzi do swoich obowiązków i wystąpi na opolskiej scenie. – Zaśpiewam, bo jestem w stanie zmobilizować się, jestem profesjonalistką i też wierzę, że tu też nie będzie problemów. Tylko mąż Justyny też był mega profesjonalistą i jednym z lepszych wspinaczy. Zatem rutyna i umiejętności nie zawsze... wiesz... (wystarczają). Ale trzymajmy kciuki – podsumowała.

Siostra Moniki Kuszyńskiej przeprasza zespół Varius Manx. Zarzucała im molestowanie

02.05.2023 23:59

Jakiś czas temu Marta Kuszyńska, siostra wieloletniej wokalistki Varius Manx, w głośnym wpisie oskarżyła członków Varius Manx o molestowanie i znęcanie się psychiczne nad nią i jej siostrą. Zespół wydał oświadczenie, z którego wynikało, że zamierza wstąpić na drogę sądową z Martą, by "bronić prawdy". W mediach temat ucichł, lecz temat wraca z podwójną siłą. Teraz siostra wokalistki opublikowała wpis z przeprosinami.

Źródło: plejada.pl

reklama
Kontakt z nami